Świst

Bujna zieloność traw, złocisty piasek i jasnobłękitne niebo zawsze działają kojąco i marzycielsko na wszystkich, no może prócz paru dewotek i pęczniejącego grona pracochojraków. A taki widok właśnie rajcował od godziny grupkę sfrustrowanych, a może i szczęśliwych ludzi włączając Gorzkiego, którego jednak trudno było zaliczyć do tych ostatnich.

Bardziej niż egzotyczne widoczki uwagę jego przyciągały prześwitujące przez każdą bluzkę brązowe guziczki blondynki, dość sporych ale jędrnych piersi. Gorzki przestał prawie czytać napisy, śledząc właściwie poruszenia wypukłości niźli fabułę, ale czy właśnie dla niej zaszedł do tego, słynącego z niewygodnych siedzeń i zgniłej woni, kina? Nie.

To chyba każdy widzi, pomyślał, że spod każdej jej bluzki wyzierają dwa bezbronne, lekko pijane zwierzątka. Dlaczego nie można ich wypuścić na wolność? Ta myśl towarzyszyła mu jeszcze czas jakiś, wywołując lekkie ssanie żołądka gdy wychodząc z kina, jak zwykle obserwował obejmujące się pary. To przecież cholernie frustrujące, każdy facet to przyzna, nie widzieć od miesięcy tych ślepych, zataczających się szczeniaczków i nie pamiętać jak niemo szczekają, gdy się z nimi droczy. Żeby nie wspomnieć o skarbach opisanych w „Historii 'O'”.

Gorzki od małego leczył swój głodny mózg hollywoodzkimi hitami, choć nie gardził też filmem ambitnym, tzw. kinem „artisticznym”. Czasem myślał, że urodził się po to by karmić się tym, jak to klną w filmach, świętym gównem. Nieraz pocieszał swe destrukcyjne koncepcje myślą, że robi to miliard takich jak on ludzi i przecież są normalni. I wiedział, że chyba cztery razy więcej uprawia seks. Uprawy na skalę światową.

Gorzki był dobrym rolnikiem, namiętnie i z pasją użyźniał glebę, gdy trafiło się jakieś opatrznościowe zlecenie. Niestety Matka Natura zbyt skąpo dawała szanse na sprawdzenie kunsztu „agrarnego”. Nie da się ukryć, że ona właśnie musiała być nieźle wstawiona, gdy dała Gorzkiemu kartoflany nochal, zbyt obfite i mięsiste, jak na faceta usta i włosy koloru dziesięcioletniej rdzy. Rzuciła go złośliwie też na łono Bardzopospolitej, gdzie ciemne walczy o lepsze z głupszym i wszystko co inne rodzi tępy rechot. Zresztą to przecież ludowa mądrość, że „wszystko co rude to złośliwe”. Dowiedział się, że ma włosy płowe od czasu, gdy pewna dziewczyna mimo woli mu to wmówiła. To było miłe, wspominał. Darzył sentymentem ludzi, którzy kłamali na temat jego wyglądu. Oczywiście były to dziewczyny, ale nieliczne.

Piątek był dniem premier, więc zazwyczaj Gorzki zaczynał polski weekend wizytą na pierwszym seansie. Teraz też tak było. Wkurzały go stare, wciąż te same gęby bileterek z obleśnymi, spoconymi rękami przedzierającymi bilety i przenikliwym wzrokiem. Ileś tam lat temu decydowały: wóz czy przewóz, wpuści menda czy nie, pozwoli zobaczyć momenty z dupą czy obejdzie się.

teraz mogą mu skoczyć. Dlaczego nie zatrudnią parę fajnych lasek, jak na przykład w Kopenhadze? Mimo to chodził regularnie na nowości, niezależnie od kina. Zawsze jednak tak podawał bilet, by jakiś paluch z odpadającym lakierem nie dotknął go. Gdy to się nie udawało, rzucał w myślach obelżywe wyzwiska.

Gorzki wyszedł na ulicę i wielkomiejski gwar, który tak lubił. Zakochane pary rozpierzchły się gdzieś wokoło. Stał nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Też chciałby by jego ręka obejmowała jakąś gibką kibić.

Samotność jest wkurwiająca, pomyślał wcale nie odkrywczo, krzywiąc usta i ruszył w kierunku centrum miasta. Gdyby palił, właśnie teraz zapaliłby wciągając głęboko gorzki dym. Zamiast tego westchnął smętnie ze świadomością, że Marlonem czy Deanem nie będzie nawet w scenie z papierosem. W polskim życiu jak w filmach naprawdę nie dzieje się zbyt wiele, skonstatował, obserwując kroczących ludzi. Czuł, że w Stanach czy choćby Paryżu życie toczy się inaczej: lepiej, barwniej i szybciej. W tej samej chwili uśmiechnął się podśpiewując cicho „Stany, Stany…fajowa jazda” czy jakoś tak, na myśl jak bardzo przeżarty ma umysł stereotypami.

Postanowił w tym momencie, że dziś zrobi coś n a p r a w d ę niestereotypowego. Tak naprawdę chciał być kimś choćby w swoich oczach, choć też wolałby przy tym i zobaczyć cień zachwytu w oczach jakiejś sympatycznej i niebrzydkiej laski.

Tylko co to by było? Podrapał się po głowie, ale nic mu nie przychodziło poza zamiarem zdjęcia bluzki akurat przechodzącej blondynce. Skarcił się za swój ciągły erotocentryzm myślenia. Może piwo rozluźniłoby moje skręcone neurony..? Gdzieś tu musi być pub, zreflektował się, szukając bardziej usprawiedliwienia dla swojego kolejnego nałogu niż miejsca na powstanie oryginalnego pomysłu.

– Hej, Gorzki, co tu robisz? – męski, znajomy głos wyrwał go z rozmyślań.

– Cześć, Mandzia – odparł z widoczną radością – widzisz, właśnie szukam sposobu na ciekawe, może nawet sadomasochistyczne zabicie początku końca tygodnia. A konkretnie mówiąc idę się upić, to znaczy napić piwa. Napijesz się?

– Niezły pomysł, ale nie teraz; mam parę spraw do załatwienia. Jeśli powiesz gdzie będziesz wpadłbym za godzinę albo półtorej- mówiąc to Mandzia zrobił lekki ruch głową, znaczący w jego mowie ciała oznakę zainteresowania.

– Chyba będę w „Rzeźni”, może kogoś spotkam…- powiedział Gorzki, zawieszając głos, jakby starał się coś ukryć.

– O’key, Gorzki, przyjdę tylko nie spóźniaj się, jak zwykle; wiesz, że nie lubię czekać- o dpowiedział Mandzia z lekko skrywaną ironią.

– Hej, to ty lepiej bądź ! – na odchodnym rzucił Gorzki, trochę obruszony – i weź trochę kwasu lub zioła!

Na myśl o tym, że znów odmieni mu się postrzeganie i nie będzie spędzał kolejnego samotnie spędzanego czasu na refleksjach o niczym, przeszła go fala ciepła. Dobrze jest zakwasić nim ktoś zakwasi cię w formalinie, pomyślał, ale wizja bycia pomarszczonym eksponatem na jakiejś uczelni zemdliła go.

Ulicą szły uśmiechnięte dziewczyny w kusych spódniczkach i tępych, niezgrabnych koturnach na drobnych stopach.

– Dziewczyny, fajnie się idzie w takich butach? – spytał przymilnie pod wpływem nastroju chwili, licząc może na jakąś filuterną ripostę – Hę?

Odpowiedziało mu milczenie par ust o odcieniu fioletowym i ciemnozielonym, wydętych w pogardliwym grymasie oraz znacząca wymiana spojrzeń między wysoką farbowaną brunetką i takąż niską blondynką. Właściwie spodziewał się tego w głębi ducha, bo to była najczęściej spotykana reakcja w jego smutnym życiu.

Wylądował w ozdobionym zielonkawymi, „rzeźnickimi” kaflami lokalu, który był w gruncie rzeczy nie większy niż M-4, a jedynym atutem jaki stanowiło dla niego to miejsce był słodkawo-mdły zapach w powietrzu, który wyjątkowo dobrze go nastrajał.

Pub był dwusalkowym, zaciemnionym nawet w południe miejscem, gdzie małolaty licealne sztachały się trawą i haszem. Teraz zostało niewiele wolnych krzeseł przy okrągłych stolikach, więc Gorzki ruszył do najbliższego, przy którym siedziały dwie punkówy.

– Cześć, dziewczyny (pomyślał: kurwiszony), czy przeszkodziłoby wam gdybym se tu usiadł? – spytał chwytając oparcie krzesła i nie czekając zbytnio na zgodę.

– Czeeść… – mruknęła niechętnie myszowata z bolcem w brodzie i siedmioma kolczykami w lewym uchu – czekamy na koleżankę, więc…

– Ale może nie przyjść – odezwała się ożywiona koleżanka, z nastroszonym czubem w kolorze indygo, głosem dość sympatycznym, unicestwiając tym samym zamiary myszowatej.

– Dzięki. Poczekam tu trochę na kumpla- odparł sucho Gorzki, chcąc w końcu coś postanowić w związku z dzisiejszym wieczorem.

Podszedł do wąskiego kontuaru, kupił Żywca i wrócił do stolika w momencie, gdy przy sąsiednim stoliku, toczyła się ożywiona dyskusja.

– Pieprzona dziwka grzeje się w moim łóżku z jakimś łysym chłystkiem- a wróciłem dwie godziny wcześniej bo szef dał nam wolne – ja wchodzę, patrzę: on na niej, po prostu stoję. Ona mnie widzi i wiecie co robi? – zawiesił głos żylasty rogacz w dresie. – No, co robi? – gadaj, zachęcają go trzej kolesie przy zastawionym baterią flaszek stoliku – co, kurwa, robi?

– Ona – krzyczy żylasty – woła do łysego: no szybciej, spuszczaj się matole! Nie widzisz, że mąż przyszedł?!

Wszyscy zarechotali gromko i obleśnie, wypytując o szczegóły.

Gorzkiego mało to interesowało, a też i potwierdzało jego teorię o naturze kobiet. Nie wiedział co zrobiłby na miejscu tamtego; może by parsknął śmiechem? On sam nigdy nie palił się do tego by się chajtać, płodzić potomków, użerać się gdzieś kątem z jakąś wredną teściową. To czego zazdrościł kumplom to fakt, że mieli seks na co dzień; wiedział jednak, że „to” smakuje inaczej w tak zwanym małżeńskim stadle. O, nie, to nie to samo co dmuchać równie jak on napaloną panienkę, gdzieś na imprezie czy w lesie. Wtedy jest jazda- road to hell!

Mandzia wpadł nagle jak piorun. Jego szczupła, wysoka postać w czarnej skórze wskoczyła niczym duży nietoperz.

– No, jak Gorzki, spadamy?

– Jasne, tylko skończę piwo – Gorzki zaczął się budzić do życia.

– Mam trochę towaru – Mandzia ściszył głos i w tym momencie spojrzał na dziewczyny.

– Zapalicie z nami trawę? – wypalił Mandzia bez ogródek.

Te spojrzały na siebie i pokiwały z uśmiechem głowami. Gorzki pozazdrościł znów uroku i aparycji Mandzi. On zawsze wyrwie! Nawet pociąg towarowy.

– Ja jestem Mandzia, a to Gorzki- przedstawił się dziewczynom – mówią tak na mnie, bo miałem zawsze gandzię i zwykle mówili: „ma gandzię”. I tak zostało. A wy, dziewczyny macie ksywy?

– Ja jestem Żaba, od skakania – powiedziała ta z bolcem.

– A ja Czuba, z zamiłowania do czubów.

Tu wszyscy wybuchnęli szczerym śmiechem, a Czubata śmiała się z tego jeszcze długo potem.

Mandzia mówił, że jego kumpela właśnie robi odlotową imprezę i że koniecznie muszą tam iść. Gorzki i młode przystali na to, zwłaszcza, że we wszystkich zatłoczonych pubach tylko się siedzi i chleje, a oni chcieli trochę ruchu, cokolwiek miałoby to znaczyć, i odjazdu.

Noc była młoda. Księżyc oświetlał ciemną, ponurą ulicę, gdy cała czwórka weszła do bramy secesyjnej kamienicy. Śmierdziało moczem i stęchlizną. Przegniłe schody trzeszczały przy każdym kroku.

Mandzia zadzwonił trzy razy pod numer 4. Otworzyła drzwi już nieźle napalona dziewczyna w levisach i białym staniku. Gorzkiemu zrobiło się ciepło, pragnął ją wziąć teraz za drzwiami.

– Tej nocy zaświruję, nawet gdybym dostał w mordę – westchnął Gorzki- dotykając pupy Czubatej.

– Po to tu jesteśmy! – Mandzia zawył – Uuuu! Do boju nieruchawe harcerki! – i objął dziewczyny w talii.

W środku, w trzech dużych pokojach było z pięć lasek i trzech łebków. Wszyscy po kwasie lub najarani trawą leżeli na podłodze, wersalkach i fotelach.

Gorzki z Mandzią wzięli po kwasie Che Guevara pod język, Żaba i Czubata po połówce. Później jarali trawę. Gorzki zaczął się uśmiechać, śmiać, stracił poczucie równowagi.

Mandzia obmacywał i rozbierał kogoś w kuchni, chichocząc. Gorzki zapadał się w sobie. Spadał gdzieś w przepaść. Myśli urywały się szybciej niż się pojawiały. Obejmując prawą reką szyję Czubatej, lewą masował małą pierś pod flanelową koszulą chcąc ją uwolnić.

Nagle uświadomił sobie, że obejmuje foczkę a sam jest harpunnikiem.

Przypomniał sobie scenę z dzieciństwa, gdy był w cyrku: foka podbijała pyszczkiem dużą piłkę. Chciał to teraz zobaczyć.

– Poczekaj, foczko – mruknął uwalniając się z objęć – zaraz wrócę z piłką.

Wstał z podłogi, zataczając się. Wszedł do jakiegoś pokoju, gdzie parka gziła się pod kocem. Czuł, że bawią się piłką, gdy jego foczka czeka tam…Schwycił róg koca i odrzucił w górę. Półnagie kłębowisko stanęło.

– Gdzie jest ta piłka? – zapytał zdziwiony.

– Spierdalaj stąd – zabasował głos.

– Ale gdzie jest piłka? – powtórzył Gorzki.

– Wypierdalaj!- cień powstał, złapał go za koszulę i uderzył z główki.

Gorzki osunął się po ścianie, z nosa ciekły dwie strużki krwi, spływając po brodzie i szyi.

– Kurwa, zabrali piłkę… – wybełkotał, oblizując krew.

Czubata wzięła go pod ramię i w łazience robiła mu okłady z zimnej wody, gdy w głowie Gorzkiego rodziła się wizja pracy w charakterze przedstawiciela handlowego piłek plażowych dla fok. To mógł być interes jego życia.

Dziewczyna tymczasem zdejmowała przesiąknięte krwią i wodą koszulkę oraz spodnie. Spodobał mu się dotyk jej rąk na swoim ciele, poddał się mu, kładąc się na łazienkowym dywaniku. Z zamkniętymi zaczął głaskać i obejmować miękkie kule Czubatej. Pragnął ją, myśląc o levisach. Dziewczyna zdjęła mu majtki, zasunęła zasuwę drzwi, po czym sama szybko pozbyła się ubrania. Gorzki nie widział tego, ciekawsze rzeczy miał pod powiekami; widział posągi Buddy, płaskorzeźby opisujące Kamasutrę, żywe i barwne, bardzo cielesne.

Był teraz kapłanką miłości oddaną na pastwę wiernych, dobrze umięśnionych wojowników, niezmordowanych w zmaganiach lędźwi. Otwarty jak krwawiąca rana, przyjmował samego siebie; zjadał siebie, sam będąc pokarmem.

Dziewczyna tymczasem dzielnie pracowała biodrami niczym XIX-wieczna praczka przy praniu w balii.

Mandzia szalał w obłąkańczych pląsach do „Jeźdźców burzy” Doors`ów wraz z levisową panienką, mając w pamięci zarzygane własnoustnie pianino i poprzedzający to zdarzenie miłosny akt na tapczanie. Panienki imitowały tańce indiańskie wyjąc do spoglądającego zza okna Księżyca jak pojebane w swym szaleństwie czarownice na Łysej Górze.

Gdy muzyka przeszła w otępiający, monotonny technorytm, ziąb świtu obudził przymulony umysł i obnażone ciało Gorzkiego. Wstał i przeciągnął się mimo woli spoglądając w lustro. Zobaczył ogromny, siny nochal, opuchnięte powieki i zaschniętą krew na torsie. Widok ten tak go poraził, że czuł nadejście pawia. Ubrał się i zaczął łazić po pokojach, by to przemóc.

Kątem oka zarejestrował błękit i wszywkę znajomych spodni, leżących niedbale na białym dywanie. Rozejrzał się po małym pokoju; niewiele mógł zobaczyć przy szczelnie zasłoniętych oknach. Przyklęknął i przysunął się do leżącej postaci. To była ona! Krew uderzyła mu w skronie, gdy podniósł koc.

Kilka centymetrów przed oczami miał to o czym od dawna: cudownie doskonałe, pokryte brzoskwiniowym meszkiem półkule z cienistą rozpadliną. Zapach jaki wniknął w jego nozdrza był najdroższym mu aromatem w życiu. Zaczął głaskać ciepłe, miękkie ciało wcześniej rozgrzaną dłonią. Dziewczyna zamruczała, kołysząc biodrami. Jej ręce obejmowały poduszkę ale biodra uniesione były w słodkim geście pokusy… Nerwowym ruchem pozbył się spodni i całej reszty. Delikatnie wniknął. Zamruczała.

Jakimś szóstym zmysłem wiedział, że to wszystko to co go tego dnia, tej nocy spotkało, miało doprowadzić do tego, a to może oznaczać jedno. Karta się odwróciła. Koło się zatoczyło. Będzie lepiej. Zacznie żyć bez lęku. Przyszło mu do głowy, że świat jest tak jak i on, gorzki. Ale czasem bywa słodki. Niech „czasem” będzie bardzo często… O, tak.