Balet w Palomie

Opowiadanie o kurierze narkotykowym, który przypadkowo zabiera się z azjatyckimi kontrahenatami na zabawę z panienkami. Wizyta choć zaczyna się zwyczajnie nie będzie miała typowego finału. Narracja utrzymana w stylu opowieści łobuzerskiej, nie stroniąca od ostrego języka.

„Balet w Palomie”

Psy jeżdżą po ulicach i wyją jak cholera, w pogoni za złodziejaszkami a ja już stoję tu jak drzazga w pieprzonym tyłku. Wóz miał być tu, koło Szpitala Dzieciątka Jezus już ponad godzinę temu. Chłodny wiatr skurczył mi jądra do wielkości orzeszków arachidowych, które właśnie przegryzam na ulicy.

Podjeżdża nareszcie niebiesko szara beemka na szwabskiej rejestracji. Drzwi się otwierają.

-Właź! – słyszę.

Siadam a w środku siedzą czarnuch i dwóch skośnych. I kierowca.

– Co z towarem? – pytam.

– Jest, w Palomie dam ci namiar i szczegóły.

– Co tak długo?

– Była imprezka u Grubego więc wiozę gości na zabawę.

Patrzę na zamknięte gęby i nie wiem czy mam w to wierzyć. Kierowca to łebek o wyglądzie Jaggera i wieku sprzed 40 lat.

– Wiozę tę delegację panów od bossów z Europy i Azji. Idą na dziwki do Palomy.

Piszesz się na to? Wiedzą kim jesteś.

Teraz odezwał się żółtek w okularkach z drutu w białe paski,

– Giu li ajasye ud haimasaku eloma netiu bi duedi.

– Powiedział ze możesz mieć dwie dziwki – przetłumaczył kierowca, chce ci je postawić.

– Znasz ich jebany język? – spytałem z przekąsem.

– Nie bluzgaj kolego akurat ten zna też polski. Heheh..

– Tak, tak chłoptasiu, ja znać twój jebani polski teś hihi – kitajec wyszczerzył nierówne zęby i zaśmiał się klepiąc się w kolano.

– Sorry – powiedziałem nieszczerze – lubię żartować.

– W poziądku – odrzekł. – jedźmy. Dziwki ciekają.

Drugi Japoniec zaśmiał się a może to był Koreaniec. Nie rozróżniam ich wcale.

– Dobra dzięki za prezent, przyda mi się ruchanko. – podziękowałem.

Naprawdę już miałem dość tych pieprzonych lotnisk, połyków, cięższych butów i porannych rzygowin. Środków na przeczyszczenie dupy.

Mam tylko 25 lat ale te rzeczy z przemytem spsiły mi żołądek i nerwy jak starcowi, który stoi na środku skrzyżowania i sra w portki ze strachu nie wiedząc który wóz go przejedzie albo który pies wsadzi go do pierdla.

Murzyn wyciągnął do mnie papierośnicę i japsów by wzięli jego markowe fajki. Japsy odmówili, ja wziąłem dwa. Murzyńska gęba się ironicznie wyszczerzyła. Był ubrany jak jakiś filmowy gość z Harlemu, biała marynarka od Armaniego, błyszczące spodnie z czarnej skóry, i buty z krokodyla. Miał bródkę jak koza, czarną i skręconą jak sprężynki z mojego starego żelazka.

Jechaliśmy już kwadrans, na tyle szybko że nie było widać nic prócz czarnej ściany drzew po obu stronach. Paloma – słynna agencja dziwek dla bossów podziemia i kompanii, znali ją ludzie z branży, nikt więcej. O la la , nie byłem ale widziałem jak się palą oczy tych pieprzonych bossów, którzy w sobotę palili skręty i gadali jaki szajs dzisiaj będzie . Szajs w sensie pieprzonego towaru,

– Kolorowego no i białego – tak mówili

Koka i dziwki. Ostatni przerzut ledwo pozwolił mi wykaraskać się z długów,

Czarny spalił fajkę i wyjął małą puderniczkę. Sypnął na wysuwaną spod spodu metalową gładką podstawkę, kupkę białego proszku i utworzył ścieżkę. Wyjął złoconą cienką rureczkę i wciągnął dwa razy do nosa.

Puuuufff…..Sniiiiiff. Nasypał drugą i kiwnął mi głową czy chcę. Jasne, jak dają to bierzesz. Wezmę tez co mi dadzą w Palomie, wybiorę sobie jakąś naprawdę czystą lalę .

Wciągnąłem dwa razy aż mi się zakręciło w głowie. Nie zmarnowałem ani okruszka. Oddałem czarnemu.

Japsy odmówili.

Rozparłem się i położyłem głowę na zagłówku. Dreszcze przyjemnie ożywiały moje wynędzniałe członki. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie jak ssę cycki jakiejś młodej siksy, przekupionej kokainą i obietnicami fortuny w zachodnich burdelach. Tylko oby lalunie były czyste. W moim fachu nie mogę zostać jakimś syfiarzem albo pieprzonym hifem, mam wiec tę zasadę ze posuwam towar tylko przez gumę.

Zajechaliśmy na podjazd żwirowy przed willą ogromną jak pięć dacz Breżniewa czy innego komucha.

Wyszła dziweczka w szlafroczku i uchyliła jego połę pokazując jaki skarb ma dla nas miedzy udami.

Śmiała się szeroko i już była na niezłym haju.

Weszliśmy prosto do dużego salonu z barkiem.

Na szklanym stoliku leżały porcje koki i mała cukierniczka w której na pewno nie było cukru i jeśli byś wsypał dwie łyżeczki do kawy przekręciłbyś się jak rożen na drugi, ostatni brzeg..

Dziwki wciągały towar wypinając tyłki odziane w takie szmatki że w spodniach zrobiło się nagle mało miejsca.

Japsy i czarny usiedli na skórzaną kanapę pijąc drinki i obejmując uda licznych, chyba piętnastu dziewczynek.

Zobaczyłem Neptyka, „podręcznego” mojego bossa, mocno nawalonego wódą i naćpanego.

– Zabaw się, masz szczęście, dziś jest nowy towar. Bierz taką która nie została zarezerwowana przez gości.

Kwiecista koszula rozpięta na jego wąskiej zapadłej klatce i spodnie ze streczu były jego znakiem rozpoznawczym. I te czarne espadryle.

– Oto dobra dziwka. Zobacz, czarne włosy i biust numer 3 i pól albo więcej, koronki niebieskie, wielkie oczy i sterczące sutki jak źrenice – zarekomendował i miał facet rację.

– Hej! – rzuciła

– Hej – odpowiedziałem.

– Pójdziemy kowboju? – Jej ręka wylądowała na moim nabrzmiałym kroczu.

– Margheritę! – rzuciłem barmance równie ładnej.

Ręka dziwki odpinała rozporek moich dżinsów. Włożyła ją i poczułem jej palce obejmują moją pulsującą męskość. Pocierała go już gdy piłem ostatni łyk.

– Jasne, kotku – odparłem ale tamci mogą cię chcieć, ja idę po nich ha ha. – Zaśmiałem się jakby to było śmieszne ze muszę jak hiena czekać na resztki ze stołu pańskiego.

– Pieprze ich. Tu ty mi się podobasz… I twój kutas. –szepnęła mi w ucho.

– Miło mi to słyszeć.. – szepnąłem łapiąc ją za udo.

Spojrzałem na jej cycki, guziczki sutków coraz twardsze; prawie że robiły dziurki w maleńkim staniczku.

Złapałem ją w kroczu i wyczułem śliską wilgoć. Zacząłem je masować. Zaczęła szeptać mi świństwa do ucha, przyciskając swój biust i całe ciało do mojego jakby była ośmiornicą i miała piętnaście macek i dwanaście cip, każda domagająca się połknięcia grubego węgorza na obiad.

– Pierdolę ich. Bossów.- szeptała – możesz zrobić mi wszystko bo ja ci i tak zrobię wszystko co zechcesz. Chodź na gorę. Zrobię ci taką laskę że wyjdą ci oczy z orbit, wiesz o czym mówię…

– Podnieciła mnie dziwka tak że o mało nie spadłem z hokera.

Wyjąłem jej rękę z rozporka.

– Zgoda – powiedziałem – tylko spytam Neptyka.

– Idę na dymanko z tą kocicą – rzuciłem mu.

Zaśmiał się.

– Tylko nie przesadź z białą damą – dodał – i zajął się blond kociakiem.

Musiałem żyć w zgodzie z tym debilem. Ostatnim razem wpieprzył mi długopis na centymetr miedzy żebra gdy przewiozłem towar nowym sposobem przez siebie wymyślonym. Jest pojebany, więc wolałem nie zadzierać z wariatem.

Był do tego pedałem i posuwał wyłącznie chłopców z małymi kutasami. Do 10 cm, Totalny pojeb, Nie wiem gdzie takich znajdował a słynie z temperamentu. Pedalski alfons.

Weszliśmy do obszernego pokoju z łóżkiem wodnym i prysznicem w jednym rogu, a fotelem w drugim, urządzonym w stylu country and western.

Dziewczyna rozbierała się powoli a ja zacząłem ssać jej twarde sutki, przycisnąłem się do pełnych brązowych kul. Położyłem ją na podłodze i rozwarłem jej uda. Miała czarną, owłosioną ale dobrze przystrzyżoną cipę, której zapach zabuzował w moim mózgu jak huragan.

Przejechałem jej ręką po gęstym runie i wtuliłem twarz. Włosy były twarde i grube, w końcu była brunetką, trochę jednak wyglądały w dotyku jak sztuczne. Poniżej trójkąta miała wszystko wygolone aż do brązowej dziurki.

Liznąłem ją raz od dołu a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

– Mocniej! – stęknęła.

Rozchyliłem jej ciemno czerwone płaty jakbym rozdzielał nożem łososia i wsadziłem zwinięty w rurkę twardy jęzor aż po samo dno. Śluz wypełnił usta jakby miała tam tubkę żelu. Spływał mi po brodzie jakbym wsadził usta do miski z zupą…Ale kurwa wyciek, pomyślałem co za jebana pizda….

Ustawiłem się już rozebrany do pozycji 6 na 9. Lizałem teraz z góry brązowy wałek jej sporej łechtaczki, ssałem ją jakby była małym cukierkiem.

Nagle poczułem jak gorące wilgotne ciepło chwyta mojego nabrzmiałego kutasa i pochłania go wgłąb siebie milimetr po milimetrze a ja tracę czucie z każdą sekundą. Jakby mój kutas, jak kawał lodu, rozpuszczał się w gorącej wodzie. Chwilę potem poczułem jak ściska moje jądra i gryzie napiętą skórę mojego trzosa… uuuuuuuuuaaaaaa Teraz mały ruchliwy język na czubku mojego drąga wywołał taki jęk rozkoszy i bólu jednocześnie, że wrzasnąłem.

Ruch stał się teraz równomierny i długi jakby jej język był zaopatrzony w silniczek.

Ssała mi pałę w taki sposób jakby połknął mnie odkurzacz złączony z myjnią samochodową. Full service w 5 minut. Nie mogłem już lizać jej cipy która mimo naturalnego zapachu po prostu smakowała trochę plastikowo. To pewnie koka czarnucha, jasne, nie byle jaki towar wciągają te pieprzone nababy z zachodu, byle gówna nie biorą, więc…Usiadłem na łóżku a Lora, bo tak się zwała dziwka, poszła się umyć. Zapaliłem drugiego papierosa i czekałem na ciągnięcia ciąg dalszy. Miałem zamiar rżnąć ją długo i namiętnie, bo była dobra w te klocki. Wstałem i przez okno patrzyłem jak mijające światła samochodów oświetlają idącą poboczem niską, zgarbioną staruszkę, niosącą dwie ciężkie torby. Samochody mknęły i trąbiły ale żaden się nie zatrzymał. Obróciłem się. Lora namydlała seksowne, opalone w solarium ciało płynem o zapachu gruszki, nawołując mnie bym się przyłączył. Ubrałem się mówiąc, ze zaraz wrócę. Wyszedłem nie czekając na odpowiedź. Doszedłem do szosy, teraz pustej i ciemnej. Dwadzieścia metrów dalej kołysało się liche ciało staruszki.

Podbiegłem do niej i spytałem co robi w lesie o tej porze, z tymi torbami.

Pomarszczona skóra twarzy mignęła na ułamek sekundy, gdy minął mnie wielki TIR. Spytałem znowu. Stanęła i powiedziała, że się zgubiła ale znajdzie drogę. Zobaczyłem jadącą taksówkę i stanąłem na środku drogi. Kierowca zatrąbił ale zjechał na pobocze. Powiedziałem mu żeby zawiózł kobietę gdzie chce i dałem pieniądze na więcej niż 10 kilometrów jazdy.

Powiedziałem kobiecie, że taksówka zawiezie ją gdzie chce. Staruszka, opatulona czarno szarymi, cerowanymi szmatami skromnie podziękowała i wsiadła. Gdy zamykałem drzwi powiedziałabym pokazał jej rękę. Wzięła ją w swoje dłonie, ukryte w wełnianych rękawiczkach z uciętymi palcami i popatrzyła w świetle lampki samochodu.

– Zostaw to synku, to co robisz, bo zgnijesz na dobre w więzieniu. To twoja ostatnia szansa na odwrót z tej drogi. Zbłądziłeś ale już czas się obudzić z letargu. Widzę wokół ciebie mundury, kajdanki, kraty. Za tydzień może być za późno. Uciekaj od tych ludzi i ciemnych interesów. Masz jedno życie…

Nie zmarnuj go. – powiedziała oddając mi rękę.

– Taak, jasne, psze pani – bąknąłem – dekalog, te sprawy, okey miłej drogi.

– Nie traktuj mnie jak głupiej- wyskrzeczała, sięgnęła do tobołka i wyciągnęła brudną chustkę do nosa w niej papierowe zawiniątko. – Jak nie wierzysz to weź i zjedz to dziś w nocy i popij wodą.

Podała mi pokruszone, brązowe skręcone łodyżki przypominające włókna szklane. Schowałem i trzasnąłem drzwiami. Z piskiem opon taksówka odjechała.

Co ta starucha wygaduje i jaki mi szajs włożyła w swa zasmarkaną szmatę? Wyrzuciłem ją a zawartość papierka uważnie obwąchałem. Śmierdziało jak przyprawa do mięsa i pachniało jednocześnie, chyba miętą. Siedem włókienek, kruchych ale twardych. Schowałem je i wróciłem do Palomy.

– No co kowboju, nie chcesz pieprzyć swojej napalonej dziwki? – wykrzyknęła i wybuchnęła śmiechem przypominającym rzężenie zajeżdżonego silnika samochodu małolitrażowego.

To fajki pewnie tak spalają jej gardziel.. Ale skoro obciąga tyle pałek i połyka spermę to powinna mieć łagodny głos, jak mi się wydaje. Dziwki jednak coraz rzadziej ssą z połykiem, a coraz więcej palą. Też boją się AIDS, zwłaszcza, że konkurencja ze Wschodu nie dba ani o swoje zdrowie ani o klientów.

– Zaraz cię wydupczę głodna dziwko! – rzuciłem rozbierając się. – Mój drągal przejebię ci czaszkę na wylot ha ha…

– No to już, twoja klacz czeka ma ogiera – wyciągnęła swe ciało a łóżko zafalowało i plusnęło.

Ciągle myślałem o tym co mi powiedziała ta stara. Dobra, co mi tam.. zgniotłem całą zawartość zawiniątka w garści aż powstał proszek, mała łyżeczka. Niezauważalnie wsypałem zawartość do szklanki z wodą mineralną i wypiłem wszystko. Gorzki, zgniły smak zabiłem wypijając niedopitą tequilę Lory.

Wszedłem w nią jak w gorący jogurt, oślizgłe ciepło obezwładniło mnie i pochłonęło tak że opadłem osłabiony na jej miękkie wilgotne poduszeczki, a głowę wtuliłem w świeżo umyte włosy o zapachu wiosennego sadu. Jęczała jakoś dziwnie, ale nie zwróciłem na to uwagi. Posuwałem ją jak posuwa się komodę na polanej olejem posadzce. Szybko i wolno, jak mi się podobało, ale zawsze gładko, bez rwanych ruchów, z jakich słyną niedoświadczone dziweczki, zakłócając facetowi jego własne tempo kłusu.

Lora dostosowała się do mnie i poddała rytmowi który narzuciłem.

Nie wiem ile czasu minęło gdy zobaczyłem jak leżę na plaży w czasie burzy, a spienione fale uderzają mnie do pasa. Spoglądam w dół i widzę że nie mam nóg. Tylko dwa kikuty w połowie uda zalewa morska fala. Nie czuję jednak żadnego bólu. Staram się nimi poruszyć ale nie mam nad nimi władzy. Obracam się na bok i widzę że rąk też nie mam.

Usłyszałem nagle kościelne organy, grające jakiś znany kawałek Bacha czy innego Mozarta. Słona woda zaczęła wdzierać mi się do ust i nosa. Dusiłem się starając przyczołgać dalej ku plaży. Uświadomiłem sobie nagle że moje biodra unoszą się i opadają niezależnie od mojej woli prując i uderzając mokry piasek. Twarz miałem w rozmywanym morzem piachu i nie mogłem obrócić się na plecy. Organy ciągle grały a burza i sztorm szalały zupełnie pogrążając mnie w wodzie. Czułem jak wsysam nosem i ustami słoną , spienioną wodę i zapadam się w piasku jak jakiś pieprzony krab na dnie Atlantyku.

– Zostaw mnie! Przestań! Spierdalaj. Zejdź ze mnie! – jakiś głos zaczął dobijać się przez mój umysł, przez szum fal i grzmoty. Nasłuchiwałem.

– AAAAYYYYYEEEeeeu! – krzyk stawał się głośniejszy aż przeszedł w wycie.

walenie w drzwi i szarpanie klamki przywróciło mnie do rzeczywistości. Otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz Lory. Otwarte usta pokazywały nieliczne szaroczarne pieńki w obu szczękach, pośród żółtozielonej mazi wypływającej z niej jakby rzygała, tyle że maź wyciekała powoli jak lawa z wulkanu. Jej zduszony krzyk teraz dotarł do moich uszu ze zdwojoną siłą. Ciągle na niej leżałem i pieprzyłem ją nie wiedząc o tym. Drzwi z hukiem rozwaliły futrynę i wpadło trzech facetów z ochrony, ubranych na czarno oraz Neptyk. Dorwali się do mnie i zrzucili z ciała Lory. Spomiędzy jej nóg wypływała czerwona substancja, niby farba o konsystencji pasty do zębów.

Leżałem na boku pod ścianą, odrzucony przez drabów i obserwowałem całą scenę jakbym był poza nią, za szklaną taflą, leżąc sobie na kanapie i jedząc popcorn.

– Ten skurwiel pieprzy mnie już trzecią godzinę! Gdzie wy byliście?! – Lora wydarła się do nich.

– Na dole. Skąd miałem wiedzieć że Lewus źle się z tobą bawi?!- spytał Neptyk

– Bawi? – stęknęła ciszej już Lora – ten pieprzony ogier ma dynamit w kutasie i chyba chciał przewiercić się na druga stronę dupy! Mówiłam że chce mi się pić i muszę iść do kibelka na dłuższą rozmowę ale ten twój Lewus, trzymał mnie za nadgarstki i mamrotał „topie się, co jest kurwa” a wzrok taki miał jakby w nochala wpieprzył całą naszą cukiernicę.

Spoglądałem dalej ciekaw co zrobią ze mną. Wydawali się nie zauważać ani jej szpetnej gęby ani glutów z cipy. Przyjrzałem się kolesiom bliżej, poprawiłem ostrość i nasycenie kolorów, jakby oczy były odbiornikami a moje myśli pilotem od telewizora. Trzech byczków miało świńskie ryje i wyliniałą bladą sierść na łbie i łapach, zaraz to nie łapy, ale racice.

Neptyk miał gębę pokrytą ciemnoniebieskimi liszajami i nos sępa, a gdy coś mówił z dzioba wysuwał się rozdwojony język węza albo warana, którego kiedyś widziałem to na Discovery. Był w zasadzie łysy, choć na czole miał kępę czegoś, jakby grzebień koguci ale mniejszy. Kępa ta raz się unosiła raz chowała jakby była samodzielnym tworem.

Gadali tak i w końcu podeszli do mnie na odległość pół metra. Ich obrzydliwe ryje śmierdziały tak jakbym znalazł się w śmietniku fabryki karmy dla świń. Zamknąłem oczy żeby nie zwymiotować.

– No Lewus, przegrzałeś dupie chłodnicę i może ci napsuć krwi. Daj jej podwójną stawkę zadośćuczynienia bo dziewczę będzie musiało mieć parę godzin relaksu po takiej jeździe.

Zmrużyłem oczy i zobaczyłem jak jego jęzor wysuwa się nonstop z sępiego dzioba. W nim widać było strzęp zakrwawionego mięcha tak jakby przerwano mu zagryzanie żywego prosiaka.

– Wstawaj.

Podnieśli mnie i posadzili w fotelu, parskając śmiechem. Mogłem ruszyć tylko głową. Spojrzałem w dół i zobaczyłem że ciągle mam erekcję.

– Jeszcze ci mało? Hohoho, ogier z ciebie; jak zapłacisz podwójnie przyprowadzę następną dziwkę, chcesz? – nieźle wstawiony sępowaty Neptyk zapytał z rozbawieniem

– Jasne, dawaj ją tu – usłyszałem swój, lecz trochę zmieniony głos.

Wszyscy włącznie z Lorą wyszli, a ja spojrzałem ponownie w dół.

Członek uniósł się wyżej, powoli obrócił swą główkę ku mnie, jakby miał własną małą, szyję a usta poruszyły swymi wargami.

– Dali się nabrać, co? Hehe…- powiedział znów prawie mój głos. – Ale dziś było rżnięcie, najlepsze jakie miałem!

Próbowałem coś mu odpowiedzieć, nawiązać z nim kontakt, w końcu był moim najlepszym kolegą. Niestety wybełkotałem coś jakbym wypił ze skrzynkę wina i nic.

Do pokoju weszła mała, ruda dziewczynka w biało-czerwonym kostiumiku z lat dwudziestych, obuta w biało czarne lakierki. Miała nie więcej jak 12 lat. Warkoczyki w kolorze wypalonej cegły opadały jej na wykrochmaloną białą bluzkę. Podeszła do mnie i zapytała piskliwym tonem:

– Zapali pan?

Wyciągnęła małe brązowe pudełko i drugie duże, z zapałkami.

Próbowałem zakryć się czymś; nie wyglądała na nieletnią kurewkę a mnie ogarnął wstyd z powodu monstrualne erekcji.

Jedynie mogłem ruszyć głową. Pokręciłem więc przecząco głową. – Świetnie – odparła; wyciągnęła mały, czerwony papierosik, włożyła go w ujście cewki penisa, jego usta, które dopiero co do mnie przemówiły i zapaliła papieros. Mały dymek poszybował prosto do góry. Wciągnąłem powietrze. Był to zwykły fajkowy, wiśniowy tytoń.

– Dziękuję – powiedziała i zrobiła ukłon – Będę obok, jak zawsze. – dodała i wyszła.

Członek palił i wypuszczał dym jak zawodowy palacz ale ja nie czułem żadnego wpływu nikotyny w swoim ciele. Pomyślałem że sparzę się jak się wypali papieros. Centymetr przed końcem jednak mini usta rozwarły się i pet wypadł. Ten spadł jednak żarząc się i wypalił dziurkę w wykładzinie, zanim zgasł.

– O tak, tego mi było trzeba – powiedział mój nowy rozmówca i trochę zmiękł.

Drzwi się otworzyły z hukiem i weszła wysoka postać z brązowym kapturem na głowie. Podeszła do rogu pokoju w którym siedziałem i stanęła metr ode mnie. Kaptur zakrywał twarz tak, że nic nie dostrzegłem.

Ogarnęło mnie przerażenie, że może to jakiś homoseksualny zboczeniec przebrany za zakonnika. Albo mnich trafił do złego pokoju. Bezwład jednak nie mijał. Podobnie jak erekcja. Postać odwróciła się tyłem podniosła habit i usiadła na moich kolanach, wysunęła się koścista ręka i chwyciła członek; łatwo wszedł w ciasną pochwę, a więc była to kobieta, odetchnąłem z ulgą. Poczułem wreszcie coś w ciele, rozkosz w lędźwiach, powoli promieniującą. Postać kręciła miarowo biodrami i gwałtownie się poruszała w tył i przód, trzymając się poręczy fotela. Szorstki materiał habitu boleśnie ocierał moje uda. Zacząłem odczuwać już całe swoje ciało, lecz nie miałem nad nim kontroli. Postać doprowadziła mnie do szczytu orgazmu w bardzo krótkim czasie i gdy miałem już eksplodować wstała i szybko ruszyła do wyjścia.

– Kurewska smoczyca – warknął penis – tak chyba jest z zakonnicami.

Ile to potrwa, myślałem i chciałem mieć już to za sobą. Czy mi to się śni? Czy jestem tu w Palomie? Czy może ciągle posuwam Lorę a to tylko zwidy?

Najgorsze że dziewczynka czy postać w kapturze mogą być prawdziwe, może krążą po prostu tu dla zachcianek gości.

Lora ubrana w skórzany strój sado maso raźnie weszła z odkrytą cipą i cyckami. Trzymała pejcz w ręku i miała wściekłość w oczach. Jej twarz wyglądała już normalnie i nic z niej nie ciekło. Może po prostu się umyła?

Uzbrojona pięść wylądowała szybko na mojej twarzy a z nosa pociekła krew. Jednym ruchem zrzuciła mnie na podłogę i zaczęła batożyć. Po paru minutach biczowania objęła penisa ręką w skórzanej rękawiczce z ćwiekami i zaczęła go masturbować. Eksplodowałem szybko a cała sperma pokryła jej usta, nos, twarz i włosy. Wylizała go do czysta i powiedziała żebym wypierdalał.

Zostawiła mnie samego. Wtedy straciłem przytomność.

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Leżałem na ostrym żwirze drogowym, zziębnięty i z bolącą szczęką i opuchniętym nosem. Wstałem i rozejrzałem się, słońce dopiero wstawało. BYŁEM sto metrów od Palomy. Wróciłem więc tam i nacisnąłem dzwonek przy drzwiach.

Otworzył mi zaspany wieprz z ochrony i rzucił mi kawałek kartki, dodając bym szybko spierdalał.

Neptyk napisał: „Byłeś dobrym kurierem ale wczoraj ci tak odjebało, że boss nie chce cię znać. Ja też. Nie szukaj nas. Jesteś spalony. N.”

Sprawdziłem w kieszeni spodni portfel i karty, niczego nie brakowało.

Wróciłem do domu autobusem i dochodziłem do siebie przez wiele dni gapiąc się w telewizor i żłopiąc piwo.

Tydzień później przeczytałem w gazecie, że gang Łysego, jego prawa rączka Neptyk, kurierzy i cała reszta wpadła w zasadzkę przygotowaną przez służby specjalne od miesięcy. Grozi im dożywocie.

Odkładając gazetę zobaczyłem małą notatkę w prawym dolnym rogu, że przyjęto na oddział zakaźny miejscowego szpitala kilkanaście młodych kobiet lekkich obyczajów z objawami choroby nieznanego pochodzenia, o dość gwałtownym przebiegu. Wśród objawów wymieniono szybkie starzenie się i łuszczenie skóry, świąd i krwawe wybroczyny. Jedna z kobiet zmarła tuż po przyjeździe karetki. Inna wyraziła chęć wstąpienia do zakonu i sama się wypisała ze szpitala.

Spojrzałem w lustro i wywaliłem język.

Przez moment wydało mi się, że słyszę głos mówiący:

„Nie sądzisz że już czas na trochę ruchu?”

Otworzyłem kolejne piwo i zacząłem czytać rubrykę ogłoszeń „towarzyskie”.