Dagmara

Tego dnia wcześniej niż zwykle skończyli ze sobą rozmawiać. Rozmowa pełna namiętności, erotycznych słówek sprawiła, że była wewnętrznie rozdygotana… To właśnie dziś, po dwóch miesiącach erotycznych rozmów na czacie, mieli się spotkać po raz pierwszy. Miała dziś na sobie czarne, z szeroką koronką na udzie pończochy. Kupiła je tydzień wcze?niej i aby wytłumaczyć skąd ma tę garderobę, której na co dzień nie nosiła, założyła je wieczorem do łóżka. Uradowała tym bardzo swojego męża Adama, który myślał, że zrobiła to specjalnie dla niego. Kiedy wchodził w nią myślała tylko o Marku… o jego gorących ustach… dłoniach głaszczących jej ramiona… dotykających jej wszędzie. Nawet kiedy brała do ust mężowskiego penisa myślała o Marku. Kiedy kołysała się na kolanach Adama myślała tylko o tamtym dniu, kiedy zabrał ją swoim samochodem do lasu i kiedy dotykali się jak para nastolatków na tylnym siedzeniu jego wozu. Jak bardzo wtedy pragnęła, żeby zagłębił się w niej, tak jak teraz Adam w niej tkwił.

Chciała tego, ale on zwlekał. Umówili się więc na dzisiaj. Miała przyjść w krótkiej skórzanej spódniczce, biustonoszu rozpinanym z przodu… Miała być na wysokim obcasie i bez majtek. Kiedy jechała na to spotkanie ostatnim autobusem, na pętlę, rozmyślając nie zauważyła, że rozsunęły się jej nogi. Podniosła wzrok i zobaczyła spojrzenie młodego chłopaka utkwione między jej nogami. Widać było krawędź jej pończoch oraz czarne kędziorki jej włosów łonowych. Lewą rękę trzymał w kieszeni i szybko nią poruszał. Kiedy dostrzegł, że patrzy na niego, przestał. Wtedy ona uśmiechnęła się, wsunęła palec do ust i przeciągnąwszy nim po zarysie piersi skierowała dłoń między uda. Przez długie dwa przystanki syciła swoją namiętność patrząc w zamglone oczy młodego chłopaka. Wreszcie młodzieniec wstał i przeszedłszy parę kroków usiadł na siedzeniu obok niej. Rozpiął zamek spodni i wyciągnął na wierzch swojego penisa. Założył na niego prezerwatywę. Była zielona, pamiętała, a jej miętowy zapach roznosił się wokoło. Smakowała też miętowo, o czym mogła przekonać się przez następne dwie minuty, kiedy trzymała jego penisa w swoich ustach. Był duży, dużo większy niż Adama. Mimo to udało się jej objąć go wargami. Przesuwała nimi po jego korzeniu, wzbudzając u chłopaka ciche pojękiwania. Jej głowa miarowo opadała i wznosiła się, przytrzymywana przez dłonie wyrostka, grzebiące w jej włosach. Po chwili poczuła, że wolna przestrzeń w prezerwatywie wypełniła się, a udami chłopca przeszedł dreszcz. Wypuściła z ust jego członka. Zanim wysiadł, spojrzał w jej oczy. Dostrzegła w nich z jednej strony nasycenie, z drugiej zaś chęć ponownego spotkania i pragnienie zagłębienia się w jej kobiecości. Nie odwzajemniła wzrokiem tych ostatnich myśli. Zamknąwszy zamek u spodni westchnął i wygładziwszy nierówności materiału wstał i wysiadł na najbliższym przystanku.

Pozostała więc cała rozpalona, sama. Chciała wreszcie zobaczyć Marka. Wreszcie autobus zatrzymał się na pętli. Wysiadła. Dwadzieścia kroków dalej, przy swoim wozie stał Marek. Zaczęła iść powoli w jego kierunku, kołysząc szeroko biodrami. Czuła, jak po nodze sunie w stronę koronki pończoszki kropelka wilgoci – wspomnienie po spotkaniu w autobusie. Cześć Marku! – powiedziała…