Wariactwo w teatrze

Nie powiem, by to przedstawienie, na które jako młody nauczyciel musiałem ze swoimi nieletnimi podopiecznymi pójść, zbytnio mnie pasjonowało. Na teatralnej scenie biegały jakieś zwierzątka, stwory, czarownice, dzieciaki co rusz wybuchały śmiechem, albo wydawały odgłosy głębokiego przejęcia. Odcinając się od tego, co działo się przed kilkudziesięcioma rzędami zachwyconych spektaklem rzędów, zacząłem rozglądać się po sali. Jedynym wartym uwagi punktem zaczepienia wzroku, były nauczycielki, które podobnie jak ja pełniły dziś role opiekunów. Trochę nieswojo się czułem w tym mocno sfeminizowanym gronie, ale nie żywiłem z tego powodu większych pretensji do życiowego losu, tym bardziej, ze było na czym… zaczepić wzrok. Szczególną moją uwagę zwróciła nauczycielka, która na pierwszy rzut oka liczyła już sobie dobre 30 lat, a nawet może i troszeczkę więcej. Wiek intuicyjnie wyczuwałem przyglądając się jej dojrzałej postawie i budowie ciała. Dorosłe, opalone ciało opięte było w obcisłą, bordową suknię. Farbowane blond włosy, upięte z tyłu odsłaniały ponętny kark, świecąca się biżuteria wskazywała na szczególne upodobanie kobiety do błyskotek. Najbardziej jednak interesującym elementem jej osoby były piersi. To one zwróciły moją baczną, męską uwagę jeszcze nim grzecznie wszyscy rozsiedli się na widowni. Szukając miejsca dla siebie, nauczycielka ta przepychała się parę rzędów przede mną tyłem do sceny. Miałem jak na patelni wzbudzający prehistoryczne, zwierzęce instynkty obraz: duże, duże cycki, ściśnięte tak biustonoszem, że widniejąca w oszałamiającym dekolcie linia pomiędzy nimi jawiła mi się jako zerowy, najważniejszy dla globu ziemskiego południk. Nie potrafiąc, i nie chcąc skupić się na akcji, w którą aktorzy wkładali w tych wydziwionych, dusznych przebraniach tyle wysiłku, wpatrywałem się stale kątem oka z mój obiekt szczególnej uwagi, siedzący lekko po przekątnej. Wpatrywałem się i pozwalałem, by w myślach przelatywały mi najbardziej bezecne i jak najbardziej męskie, samcze pomysły. Te radosne i gorące rozmyślania przerwał dzwonek na przerwę, który spowodował masową wędrówkę młodocianego tłumu ku wyjściu. Wyszedłem razem z wszystkimi, przypatrując się, jak dzikie hordy lecą na zbity łeb po schodach do mieszczącego się piętro niżej bufetu. Stojąc oparty o balustradę, grzecznościowo wymieniałem uśmiechy z przechadzającymi się to tu, to tam ciałem pedagogicznym rozmaitej obiedencji wiekowej. Przyjemne mrowie ogarnęło mnie, kiedy z sali, zza burych wejściowych kotar wyszła owa dorodna pani, którą mogłem teraz podziwiać w całej jej okazałości. Była to zdrowa damulka (te blond włosy i ta biżuteria – inne skojarzenie jak damulka nie przychodziło mi do głowy…), o niesamowicie kobiecych, dojrzałych biodrach i wyraźnej talii, nad którą widniały przejmująco opięte górną częścią spódnicy piersi. Ach… już wyobrażałem sobie, co za tym strojem musi się kryć, jakie twarde sutki i brązowa otoczka… Po wymienieniu paru zdań ze swoimi koleżankami, nauczycielka ruszyła w kierunku biegnących do góry schodów, które – jak domyśliłem się po tabliczce zawieszonej na ścianie – prowadziły m.in. do toalet, mieszczących się powyżej. Nie wiem, co mną pokierowało, ale automatycznie, machinalnie i bezwiednie ruszyłem niby tak od niechcenia za jej tropem, tak jakbym również chciał skorzystać z dobrodziejstw, jakie oferują nam teatralne toalety. Po drodze minąłem schodzącą już dzieciarnię i parę wychowawców, zrobiło się cicho i odludnie, zwłaszcza, że ubikacje mieściły się aż dwa piętra wyżej. To taki jeden z wymyślniejszych i abstrakcyjnych pomysłów architektów – przeszło mi przez głowę, gdy stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do toalety. Drzwi były wspólne, w korytarzyku zaś do poszczególnych ubikacji prowadziły dwa osobne wejścia. Dreszczyk emocji, jaki wzbudziła we mnie sytuacja, w której się znalazłem, spowodował, że bez wahania wpakowałem się tam, gdzie na drzwiach widniało kółko. Wszedłem do jasnego, wykafelkowanego pomieszczenia, rzęsiście oświetlonego przez wpadające od południowej strony przez okna promienie słoneczne. W jednej z kabin usłyszałem ruch, odgłos poprawianej odzieży, zgrzyt zamka i… nie miałem już najmniejszych szans, by niezauważonym wycofać się damskiej ubikacji. Przed otwartymi drzwiami do boksu z muszlą stała tropiona przeze mnie nauczycielka, z wyrazem twarzy wyrażającym zdziwienie.

– Pomylił pan chyba wejścia?! – odezwała się do mnie.

– Aha…. – tylko tyle byłem zdolny wykrztusić z siebie. Wpatrywałem się w nią niemalże bogobojnie i momentalnie zapomniałem o tym, że piastuję ważną społecznie funkcję, ze gdzieś tam na dole lata rozwydrzona banda moich podopiecznych, że tkwię w damskiej toalecie, że zaraz ktoś może tu wejść. Nie wiem, jaki wyraz twarzy musiałem mieć, ale chyba w sposób modelowy i akdemicki prezentował stan wysokiego podniecenia, bo nauczycielka zaczęła na mnie spoglądać bardziej jak na jakiś okaz muzealny, niż na intruza.

– Jak masz na imię? – wypaliła nagle.

– Tomasz – trochę odważniejszym tonem wydobyłem z siebie te słowa. Kobieta przyglądała się nadal mi, obcinając wzrokiem od góry do dołu. Sytuacja była anormalna, bo ja nie wycofywałem się z popełnionej rzekomo pomyłki, a ona nie zaczęła nerwowo wypominać mi mojego błędu i braku kultury. Z tego wszystkiego, z tej ciszy, braku świadków, z potęgi murów, które kryły w sobie cały teatr, i w końcu z obecności w jednym pomieszczeniu z przykładem tak wzorcowej „samicy” moje męskie przyrodzenie obudziło się i zaczęło afirmować swoją obecność. Wzgórek, jaki powstał w okolicach zamka eleganckich, kanciastych spodni musiał być już chyba widoczny, bo nauczycielka zatrzymała na nim przez chwilę wzrok. Na jej twarzy pojawił się lekki, przelotny uśmiech, zabarwiony lekką nutą ironii, tak jakby uświadomiła sobie, że oto ona, kobieta z pewnym bagażem doświadczeń (w domyśle – seksualnych) staje naprzeciw chłystka, który choć niby jest już nauczycielem, to jeszcze mało wie o świecie (w domyśle – seksualnym). Odwróciła się i podeszła do zlewozmywaka, puściła strumień wody, nacisnęła dozownik z mydłem i zaczęła bez pośpiechu myć ręce. Widziałem odbicie jej twarzy w lustrze, co jakiś czas rzucała na mnie spojrzenie, zastanawiając się jakby, co tu dalej robić. Ja widziałem tylko jej biodra i szykowne buciki z wysokim obcasem, które powodowały, że opalone łydki jędrnie prężyły się niczym subtelna muskulatura greckich, antycznych rzeźb. Chwyciła za papierowy ręcznik, wytarła z namaszczeniem dłonie i odwróciła się przodem do mnie, stając w lekkim rozkroku.

– Wygłodzony jesteś?! – rzuciła znienacka.

– Nic dziwnego…

– Co nic dziwnego?

– Przy takich walorach, jakie pani prezentuje, każdy zdrowy mężczyzna zareagowałby podobnie…

– Masz ochotę? Na mnie?! To wariactwo! Tu? Teraz? Mam 35 lat! To niepoważne! Ledwo zdążyła wypowiedzieć te słowa, ruszyła zamaszyście ku drzwiom, energicznie je zamknęła, wróciła się, podeszła do mnie i równie prędko przyklęknęła, rozpinając mi rozporek i odpinając pasek. Stało się to tak szybko, ze zapomniałem o wszelkich niebezpieczeństwach płynących z sytuacji, w jakiej oboje się znaleźliśmy. O tym, że w każdej chwili może wpaść tu jakaś dziewczynka, o tym, ze rozpoczęła się już druga cześć widowiska, o tym, że do majtek dobiera mi się o 9 lat starsza kobieta, która w tej chwili chwyciła dłonią mojego penisa i wygarnęła go na światło dzienne! Chwila ta podziałała piorunująco na nas obojga – ja westchnąłem, bo poczułem niezwykłą ulgę, mogąc uwolnić nabrzmiałego już członka, ona – bo zobaczyła męską rzecz, która w jednej chwili napęczniała i stwardniała, ukazując wychylający się spod napletka sperlony już lepką cieczą czubek. Nie musiałem się niczego wstydzić, tym bardziej, ze sytuacja była nad wyraz oszałamiająca. Sterczący na baczność penis, uchwycony przez dłoń przyozdobioną paroma pierścieniami, zdumiony i jednocześnie pełen podziwu wzrok kobiety, jej twarz z pomalowanymi na bordowy odcień ustami, no i ten szalony dekolt, ściśnięte piersi, przyozdobione ledwo widocznymi spod opalenizny piegami i wiszącym na szyi złotym łańcuszkiem. Po chwili niemalże artystycznej konsternacji i kontemplacji kobieta (której imienia do tej pory nie znałem!) ścisnęła mi członka i zaczęła energicznie poruszać napięta na nim skórę do przodu-do tyłu-do przodu-do tyłu, robiąc to coraz szybciej. Zachowywała się jak rasowa, dojrzała samica, a ja jak panujący i władajacy okolicą pan jaskini, który wracając z polowania na mamuty uprzyjemniał swój niebezpieczny tryb życia prostymi uciechami. Nie było tu mowy o jakiejkolwiek miłości czy głębszym uczuciu. Było tylko podniecenie, burzliwe spotkanie się dwóch odmiennych płci, szaleństwo, i pieniąca się w żyłach krew. Trzepała mi penisa, wpatrując się to raz w niego, to raz we mnie, mając na twarzy taką minę, jakby wiedziała, ze panuje teraz nad moim podnieceniem, i ze choć to ona klęczy przede mną, to taka akcja bez jej udziału nigdy nie posiadała by tak emocjonującego kolorytu. Stałem w lekkim rozkroku, wzdychając coraz częściej, bo przez krocze przechodziły mnie piorunujące prądy. Narastająca fala podniecenia sprawiła, ze chwyciłem jej głowę, łapiąc w dłonie jej pofarbowane na blond włosy, z pojawiającymi się gdzie niegdzie ciemniejszymi pasemkami. Przybliżając jej głowę do siebie spowodowałem, ze kobieta wsadziła sobie mojego członka do ust, poruszając głową od początku do nasady penisa. Mój nabrzmiały żołądź masował jej podniebienie i język, ta pieszczota powalała mnie prawie z nóg. Wariacka atmosfera musiała udzielić się też kobiecie, bo zaczęła pomrukiwać w rytm ruchów głowy. Poczułem, jak coś zaczęło od jąder przesuwać się powoli ku czubkowi penisa, moje jęki stały się coraz szybsze i głośniejsze. Wpadłem w takie tempo, że nauczycielka opuściła ręce do dołu, ściskając mocno ustami mojego łomocącego jej otwór gębowy członka. Maź wydobywająca się z niego i jej ślina sprawiały, ze poślizg był niesamowity, a ja zapominając o wszelkich barierach kulturowych i cywilizacyjnych rąbałem ją coraz energiczniej a ona za każdym posuwistym ruchem wydobywała z siebie przejmujący jęk. Gdyby ktoś teraz wszedł do toalety, dostałby chyba zawału serca z wrażenia na widok, który by mu się objawił. Kiedy moje jęki wskazywały już na fakt bliskiego spełnienia, nauczycielka odsunęła głowę do tyłu, hardo złapała penisa i zaczęła nim szaleńczo trzepać. Nie musiała długo czekać na wynik – pierwsza seria wystrzeliła jak z paintballa na jej twarz, kolejne trafiły na dekolt, gorąca sperma zaczęła powoli spływać po opalonej skórze. Mój penis podskakiwał w orgazmicznych drgawkach a kobieta klapnęła westchnąwszy na ziemię, dochodząc do siebie po szoku, który wzajemnie sobie sprawiliśmy.

– To wariactwo… wariactwo… – powiedziała, ocierając dłonią spermę z twarzy. Podniosła się w końcu podchodząc do umywalki. Powyciągała z pojemnika parę papierowych ręczników i zaczęła wycierać wystrzelone na nią ciepłe ładunki. Ja również uporządkowałem swój wizerunek wzorowego obywatela. Gdy już dokończyliśmy wszystkie higienicznych czynności, w milczeniu patrząc na siebie skierowaliśmy się ku wyjściu. Nauczycielka poszła przodem. Nie wiem, czy działam poprawnie, ale to chyba był objaw zdrowej reakcji – gdy zobaczyłem ją idącą przede mną, na obcasikach, z wyraźnie zarysowująca się linią między pośladkami i odznaczającym się spod sukienki majtkami (stringi!), rozporkiem ciągnącym się na plecach stroju od góry po same biodra i odbijającym się także paskiem staniku wiedziałem jedno: wcale nie mam dość. Nie było to nic odkrywczego, trzeba było tylko wcielić w życie. Chwyciłem ją za biodra, powstrzymałem i przyciągnąłem ku sobie.

– Co ci jeszcze do głowy przychodzi?! – powiedziała głośno, próbując się wyrwać z objęć. Lecz robiła to niezbyt energicznie, jakby nie była sama przekonana, czy chce się ode mnie uwolnić. Może zapragnęła jakieś przyjemności dla siebie, może trawiła ją ciekawość, jaki teraz chwila podsunie nam pomysł. Koncept był prosty – cofnąłem ją z powrotem, stając cały czas za nią i chwyciłem za zamek rozporka obcisłej sukienki. Jakby sama chciała mi pomóc, nauczycielka oparła ręce o brzeg umywalki, pochylając się lekko do przodu. Pomogłem jej uwolnić się z górnej części sukienki, tak, ze zwisała jej teraz przodu, odsłaniając przede mną masywną i jędrną płaszczyznę opalonych pleców. Przycisnąłem się do niej od tyłu, instynktownie łapiąc rękoma ogromne kule jej piersi, uwięzionych teraz tylko w staniku. Nie miałem głowy ani ochoty na jakieś bardziej wzniosłe ceregiele, tym bardziej, ze sytuacja nie sprzyjała odgrywaniu bardziej wyrafinowanych prologów. Ściągnąłem jej do reszty sukienkę, a ona rozstawiła nieco szerzej nogi, przeczuwając, jaki będzie następny etap tego szaleństwa. Opierała się teraz o umywalkę w całej swej okazałości i podniecającym pięknie dojrzałej, 35 letniej kobiety. Opalenizna większej części ciała kontrastowała ze spozierającą gdzie niegdzie spod bielizny bielizną miejsc, które nie widziały Słońca. Czekała tak pochylona i gotowa na to, co miało ją spotkać. Wyciągnąłem na wierzch aktywnego jeszcze przed chwilą penisa, który znów podjął hasło walki i zaczął w szybkim tempie przybierać na wielkości i twardości. Chwyciłem go i zacząłem masować nim wgłębienie między okrągłościami posladków, sięgając coraz niżej, ku pochwie. Kobieta jęknęła po raz pierwszy, gdy odchylając wąski pasek majtek dotknąłem członkiem jej warg. Przyjmując pozycję gotową do wniknięcia, odsunęła się bardziej do tyłu, pochylając się nad zlewem.

– Pakuj, pakuj szybciej, na co czekasz?! – na to żądanie nie kazałem sobie dłużej czekać. Wwierciłem się w jej otwór, przyciskając mocno do wypiętego, masywnego tyłka i zacząłem najzwyklej w świecie rąbać babkę, częstując ją coraz mocniejszymi pchnięciami.

Szybciej wariacie, szybciej! – tego było mi już za wiele, zacząłem snuć domysły, czy przypadkiem nie trafiłem na legendarny typ nimfomanki, która uwielbia, gdy mężczyzna sprawi jej konkretne rąbanko. Ale nie wysiliłem się na zbyt górnolotne wnioski, bo moja uwaga skupiła się na jej wokalnych reakcjach, które wydobywały się z niej za każdym pchnięciem. Grzmociłem ją równo, łapiąc za wciąż uwięzione w staniku jędrne piersi ,które podrygiwały w rytm naszych ruchów. Przez ich koronkowy materiał wyczułem natężałem zgrubienia sutek, co mnie jeszcze bardziej ubodło. Nie zastanawiając się odpiąłem jej stanik, uwalniając wreszcie piersi – cycki, cycuchy – które tak mnie korciły, gdy po raz pierwszy zwróciłem uwagę na rąbaną w tej chwili przeze mnie nauczycielkę. Stanik odrzuciłem gdzieś daleko, mając już w głębokim niepoważaniu wszelkie niebezpieczeństwo wtargnięcia do toalety jakiejś wypłoszonej wychowawczyni, czy też zbłąkanych dzieciaków. Mózg miałem nastawiony na jedno i wręcz rozkoszowałem się myślą i możliwością dosłownego wyruchania tej pani. Złapałem melony w dłonie i zacząłem gnieść, wzbudzając jeszcze większy aplauz i jęk nauczycielki. Sprzęgneliśmy się w jedną biologiczną, postękująca maszynę, której walory intelektualne odsunęły się w cień w obliczu potęgi zewu natury. Poczułem, jak powoli jądra znów szykują się do wystrzelenia kolejnej porcji lepkiej cieczy. Miałem ochotę na jeszcze ciekawsze szaleństewko, a że piersi kobiety wzbudziły moje szczególne upodobanie, wyciągnąłem penisa z jej pochwy, chwyciłem za ciało i tak pokierowałem, ze nauczycielka znalazła się nagle na ziemi, rozłożona na plecach, a ja okrakiem lewitowałem nad nią, pakując swego penisa między jej wielkie cycki. Ścisnęła je, zakleszczając skórę członka a ja od razu ruszyłem z jazdą, męcząc swego wacka pomiędzy zwartymi piersiami. Duże wrażenie robiła na mnie jej biżuteria, a zwłaszcza ten kontrast, kiedy osoba jest naga, a na przegubach dłoni, szyi i przy uszach wiszą jej różne złociste błyskotki. Miałem ochotę zalać ją i jej biżuterię całą zawartością mych jąder, nie ociągając się więc w sportowym tempie doprowadzałem się do kresu szaleństwa. Gdy czułem już prędkość pchającej się ku wylotowi spermy, wyrwałem gwałtownie penis spomiędzy piersi i trzepocząc nim spuściłem się na opalone piersi wychowawczyni i te śmieszne, blade trójkąciki, odbite od bikini. Gorące ładunki leciały za każdą fala orgazmu to na jej cyce, to na dekolt (lepiąc się do złotego łańcuszka), to znów na twarz. Nauczycielka dysząc zlizywała spermę, która znalazła się na jej ustach i pod nosem. Zrobiłem to, na co miałem ochotę kiedy ją tuż przed spektaklem zobaczyłem w całej swej samiczej krasie – zerżnąłem i pogrążyłem w spermie, opróżniając moje napęczniałe jądra. Po chwili „dochodzenia do siebie” podnieśliśmy się i znów szybko zabraliśmy się za czynności higieniczne, kiedy już rozum znów powrócił i zdaliśmy sobie sprawę, z niedorzeczności i niebezpieczeństwa sytuacji, w jaką się pogrążyliśmy.

Nauczycielka pierwsza wychyliła głowę z toalety na korytarz, wymknęła się cicho i poprawiając jeszcze raz fryzurę przed wielkim lustrem stojącym na półpiętrze schodów szybko zbiegła ku sali widowiskowej. A ja otumaniony świeżym jeszcze wspomnieniem zszedłem do bufetu napić się czegoś zimnego i gazowanego. Krzyk i salwa oklasków, jakie rozległy się piętro wyżej uświadomiły mi, że przedstawienie właśnie się skończyło i trzeba wdrapać się do góry, by zająć się swoimi dziatkami. Gdy fala roześmianych dzieciaków wypłynęła z otwartych drzwi sali, tylko przez moment mignęła mi blond pani i jej głęboki dekolt, który jeszcze przed chwilą nawilżony był moją spermą…