Wycieczka rowerowa

W sobotę wybraliśmy się większą grupą na wycieczkę rowerową za miasto. Ewa, koleżanka mojej siostry Hanki, była z nami po raz pierwszy. Ewę znałem od dawna i bardzo lubiłem. Była ładna, sympatyczna i odrobinę zwariowana. Od dłuższego czasu starałem się ją poderwać, jak do tej pory – bezskutecznie.

Przejechaliśmy kilkanaście kilometrów, kiedy niebo się zachmurzyło i zaczął padać deszcz. Skręciliśmy w polną drogę, pędząc co tchu w stronę lasu. Ja jechałem ostatni, a przede mną Ewa i Hanka. W pewnej chwili Ewa zwolniła, zatrzymała się i ciężko dysząc powiedziała:

–    Nie mam już siły. Muszę trochę odpocząć!

–    Hanka, ja zostanę z Ewą! – krzyknąłem w kierunku siostry, która też się zatrzymała.

– Dobra! Bawcie się dobrze! – puściła do mnie oko, nacisnęła na pedały i popędziła za oddalającą się grupą.

Ewa zeskoczyła z roweru i nie zważając na coraz większy deszcz, usiadła na trawie. Przycupnąłem obok, rozglądaj ąc się dookoła. Po drugiej stronie drogi, na brzegu dziko rosnącego sadu zauważyłem stary, rozpadający się szałas.

–    Chodź, schowamy się tam! – zawołałem i chwyciłem ją za rękę.

Po chwili ukryci przed światem siedzieliśmy obok siebie na stercie suchych liści. Rowery oparte o ścianę, mokły na deszczu. Spojrzałem na Ewę i zrobiło mi się gorąco. Cienka koszulka, teraz zupełnie mokra ściśle przylegała do jej piersi. Ewa uśmiechnęła się.

–    Myślę, że musimy wysuszyć nasze ubrania – szepnęła – rozbieraj się…

Szybko zdjąłem koszulę, wyżąłem i zawiesiłem na kołku wystającym ze ściany.

–    A ty? – zapytałem.

W odpowiedzi ściągnęła koszulkę przez głowę. Głośno przełknąłem ślinę.

–    Jesteś piękna… – powiedziałem drżącym z podniecenia głosem.

Ewa bez słowa objęła mnie i zaczęła całować. Twarde sutki dotknęły mojego ciała, krople deszczu spadały z jej włosów na moje ramiona…

– Wczoraj zapraszałeś mnie do siebie, pamiętasz? – zaczęła, głaszcząc mnie po plecach – nie chciałam, ale dzisiaj… chcę być z tobą…

Wciąż siedząc, uniosła pupę i ściągnęła krótkie spodenki i majtki, mówiąc:

–    Chodź do mnie, pragnę cię – kochaj mnie i doprowadź do szaleństwa, chodź…

Położyła się na plecach i zamknęła oczy.

Przez chwilę podziwiałem jej nagie ciało, a potem zacząłem całować. Łydki, kolana, uda… Kiedy dotarłem do pachnącego wzgórka Ewa poruszyła się i wyszeptała:

–    Och tak, pieść mnie, zjedz mnie całą – to takie piękne…

Brzegi różowych płatków błyszczały od wilgoci, były ciepłe i delikatne. Muskałem je językiem i chwytałem ustami, dopóki Ewa nie rozchyliła ich palcami, odsłaniając zaczerwienioną perełkę.

–    Teraz tutaj – poprosiła.

Zacząłem ją ssać i lizać a ona, cicho jęcząc, bawiła się moimi włosami. Włożyłem język głębiej, drażniąc aksamitne ścianki. Ewa zaczęła drżeć i poruszać biodrami, przyciskając moją głowę do rozpalonego łona. Jej muszelka otworzyła się szerzej i oblała słodkim sokiem.

Klęknąłem i zsunąłem spodnie. Mój członek był od dawna gotowy, twardy i napięty. Ewa wzięła go w obie ręce.

– Włóż mi go, o tutaj… – dotknęła rozwiniętego kwiatuszka – tylko bądź ostrożny…

Położyłem się na niej i z rozkoszą utonąłem w gorącym źródełku. Stęknęła i uniosła się do góry, podkładając ręce pod pupę. Mogłem teraz głębiej penetrować jej norkę. W środku była ciasna i przyjemnie ciepła. Ewa, zaciskając cipkę za każdym moim ruchem potęgowała uczucie rozkoszy. Zwalniałem i przyśpieszałem, chcąc sprawić jak najwięcej przyjemności mojej partnerce. Oparłem ręce na jej piersiach, masowałem je i lekko szczypałem zaróżowione sutki, nie przestając poruszać się w niej. Uśmiechała się przygryzając wargi, to znów otwierała usta dla złapania tchu.

W końcu zatrzymałem się, czując że jestem blisko. Ewa zrobiła mi miejsce obok siebie, pogładziła moją męskość i zaczęła szybko pracować ręką. Nie pozostawałem dłużny, palcami drażniłem łechtaczkę aż doprowadziłem j ą do orgazmu i za moment sam wytrysnąłem na jej brzuch.

Przywarła do mnie na całą długość swojego ciała i ugryzła mnie w ramię, powtarzając:

–    To piękne, piękne, piękne…

Tak, to było piękne! Modliłem się w duchu, żeby deszcz nigdy nie przestał padać…