Edukacja na powierzchni oceanu erotycznych przyjemności

„Edukacja na powierzchni oceanu erotycznych przyjemności” cz. 1

Siadam przy stole a że zimowe wieczory, spędzane w ciepłym domu, przy kominku i z kieliszkiem czerwonego wina, i perspektywa zbliżającego się lata sprzyjają powracaniu do upalnych dni, ciepłych nocy, zimnego piwa pitego dla ochłody chcę podzielić się z internetowymi Czytelnikami życiowymi doświadczeniami wiadomego zagadnienia. Nie wiem na starcie, co z tego wyjdzie, choć zamysł od dawna mam ułożony w głowie. Postaram się ująć to intrygująco.

W moim rodzinnym domu stosunkowo wcześnie odkryłem czasopisma i książki o tematyce erotycznej, z których rodzice pewnie czerpali natchnienie. Na początku nie byłem specjalnie świadom treści zdjęć lub poszczególnych rozdziałów, ale przecież wspólnie z kolegami rozmawiało się nie tylko o klasówkach, nie przyszytej tarczy szkolnej do regulaminowego mundurka i atrakcyjnie zbudowanych koleżankach! Moja natura poszukiwacza pomogła mi odkryć dzieła markiza de Sade, schowek z dziwnymi „balonikami” w nocnej szufladzie ojca i pokaźny zbiór świerszczyków. Te pisemka na gładkim papierze bogate w zdjęcia kobiet w rozmaitych pozach, sceneriach i konfiguracjach nurtowały mnie do pogłębiania wiedzy. Dodam, że nie chodziło o wiadomości z historii, rosyjskiego lub fizyki choć, jeśli by się bliżej temu przyjrzeć zawsze znaleźć można wątki przedmiotowe w seksie i ludzkim pojmowaniu świata. O czym była mowa w tym, do czego dotarłem przekonałem się dosyć szybko. Pierwszy raz podczas pewnego wiosennego spaceru z psem. Często zachodziłem z nim na odległe o kilkaset metrów od naszego domu kąpielisko przy pierwszoligowym klubie piłkarskim. Obecnie pozostało po nim (i po wielu innych takich obiektach) wspomnienie; na jego miejscu usytuowany jest teraz parking dla tych, którzy chcą zobaczyć jak spisują się ich ligowi „niebiescy”. Jeszcze się nie rozpoczęły nawet przygotowania do sezonu (koszenie trawy, malowanie, etc.) więc nikogo tam miało nie być. Jednak pies wyczuł obecność ludzi i zaczął podążać w ich stronę a ja za nim. Trawa była wysoka (na szczęście) i w pewnym momencie dostrzegłem dwie nagie sylwetki leżące na trawie. Przywołałem psa, który gotów był rzucić się na głośno oddychające i gwałtowne w ruchach postaci. Para była tak sobą zajęta, że nie dostrzegła mnie będącego kilka metrów od nich. Widziałem mężczyznę leżącego na plecach na kocu i dziewczynę zajętą pieszczotą „tego, czym chłopcy sikają”. Chłopak nie leżał bezczynnie – wtopił się ustami między uda dziewczyny, co obojgu sprawiało wiele przyjemności. Po dłuższej chwili dziewczyna się odwróciła i nabiła się na nabrzmiały członek. Suwała się po tym palu coraz szybciej i szybciej bawiąc się swoimi sutkami a chłopak mocno ugniatał i rozsuwał jej pośladki. Widok był imponujący jednak obawa przed tym, że zostanę nakryty na podglądaniu nakazała mi wycofać się. Drugie wejrzenie dotyczyło mojego niespodziewanego wejścia do sypialni rodziców w porze przedpołudniowej. Tata z mamą byli zajęci w sposób „skądś” mi znany. Nakazano mi natychmiast wyjść a będąc kulturalnym nastolatkiem (oba zdarzenia miały miejsce w ostatniej klasie podstawówki) wykonałem „nakazową prośbę” mamy.

„Edukacja na powierzchni oceanu erotycznych przyjemności” cz. 2

Tak to się dziwnie składało – zbieg okoliczności, przypadek, przeznaczenie? – że, moją seksualność odkrywałem i doświadczałem w scenerii wodnej. Zawsze towarzyszyła mi woda. Oczywiście nie myślcie sobie: jakiś wodniak erotoman!!! Pośrednio lub bezpośrednio kontakt z wodą (szerzej: z naturą) rozwijał mnie jako świadomego swych potrzeb i możliwości mężczyznę.

W przeciwieństwie do większości ludzi korzystających z urlopowych atrakcji ja w czasie, gdy inni się opalali, pływali, czytali kolorowe magazyny pracowałem. Całe szczęście, że nie odbywało się to w rozgrzanym słońcem mieście gdzie lepki asfalt utrudnia swobodną jazdę samochodem a praca w biurze wśród skąpo odzianych, z racji upału, koleżanek nie pozwala skupić się na opracowaniu sprawozdania, na które od dłuższego czasu czeka zniecierpliwiony szef. Moje zamiłowanie do wody i umiejętności umożliwiały mi pracę ratownika. Zawód nie do końca wdzięczny (zdarzały się dni, gdy co kilka minut wpadało się do morza lub jeziora by wyciągnąć stamtąd osobę, niepotrafiącą poradzić sobie z żywiołem a potem pragnęło się by słońce szybko wysuszyło mokre slipy) jednak intrygujący płeć piękną. Te westchnienia na widok szczupłej i ładnie umięśnionej sylwetki, tęskne spojrzenia nastolatek, młodych mam zerkających co chwila to na swoją pociechę to na faceta w pomarańczowej koszulce z napisem „RATOWNIK” lub znudzonych (mężem? życiem? obowiązkami?) dojrzałych kobiet! Sławomir Łuczak napisał, że „plaża wytwarza specyficzną atmosferę; wystarczy tylko położyć się na piasku, zamknąć oczy, a wyobraźnia rozpoczyna płatać erotyczne figle. Oprócz morza przetaczającego się w odwiecznym procesie istnieje jeszcze morze inne – morze kobiet, wylegujących się w rozkosznych pozycjach, w skąpych kostiumach kąpielowych; kobiet szczęśliwych i uśmiechniętych, skąpanych w słońcu i we własnych pragnieniach”. Dodam od siebie, że niektóre z nich leżąc tak wystawiają swe łona ku słońcu tak by energia słoneczna rozgrzała uśpione namiętności. Skrawki materiału dolnych części strojów kąpielowych przylegają do intymnych trójkątów czasem bujnie zarośniętych a częściej wygolonych tak, że wargi cipek przyklejają się do tkaniny. W swym wyrachowaniu kręcą się niecierpliwie na kocach lub ręcznikach i co chwila poprawiają majteczki ukazując nabrzmiałe sromy – istny wabik!

Nim jednak moim głównym zajęciem stało się czuwanie nad bezpieczeństwem ludzi wypoczywających nad wodą i na wodzie (szerzej o tym za chwilę) pracowałem latem w ramach OHP. Nie mam pojęcia, kto mógł tak nazwać takie wdzięczne spędzanie czasu?! Ucząc się w technikum gastronomicznym miałem sposobność część wakacji pracować wspólnie z koleżankami i kolegami ze szkoły i z klasy w różnych ośrodkach wypoczynkowych w atrakcyjnych turystycznie miejscowościach. Letnicy chcą przecież dobrze i na czas zjeść a czas pomiędzy jednym a drugim posiłkiem poświęcić na zmianę opalenizny. Praca była dobrze zorganizowana a liczba osób zatrudnionych w kuchni umożliwiała nam korzystanie z dobrodziejstw plaży.

Szczególnie zapadł mi w pamięci pobyt w miejscowości na nazwie, której cudzoziemcy łamią sobie języki. Małe typowe letnie miasteczko położone we wschodniej części byłego szczecińskiego pozwalało cieszyć się wszystkim na co pozwalał młody wiek, wakacje i gotówka w portfelu. Był tam też mój najlepszy przyjaciel ze szkolnej ławy. Jednak trafił na inną zmianę i nadmierną uciążliwością było zajmowanie tego samego dwuosobowego pokoju. Podczas tych kilku tygodni znalazłem więź porozumienia z dziewczyną ze starszego rocznika, koleżanką z klasy mojego współlokatora. Jak się teraz nad tymi moimi przeżyciami zastanawiam dochodzę do wniosku że od początku czułem silny pociąg do starszych ode mnie partnerek. Kilka, kilkanaście lat różnicy nie stanowiło żadnego problemu, wręcz przeciwnie. Umożliwiały nam znaleźć nić porozumienia, dzięki której obu stronom było dobrze. A przecież o to chodzi. Być radosnym, spełnionym, szczęśliwym człowiekiem! Przyciągaliśmy się wzajemnie jak dwa magnesy. Mój kolega z pokoju, o rajskim imieniu, dyskretnie wychodził zostawiając nas samych. Korzystaliśmy z tych chwil (coraz dłuższych i częstszych) poznając swe ciała, ich wrażliwość na dotyk lub jakąkolwiek inną pieszczotę. I choć nie posunęliśmy się do zdobycia czwartej bazy (o piątej nawet nie wspominając) obojgu nam było rozkosznie. Nazywaliśmy to „masażami”, bo od tego zwyczajowo zaczynaliśmy. Nasza zażyła znajomość była typowo wakacyjna. Po powrocie nie udało się nam pogodzić nauki, zajęć sportowych (oboje trenowaliśmy inne dyscypliny) i emocji związku. Po mojej stronie powód był jeszcze jeden: Ania uwielbiała kolor fioletowy w swym ubiorze, którego ja nie potrafiłem na spokojnie znosić – wzbudzał moją złość. To prawda, że życie składa się ze szczegółów i te detale (mimo swej pozornej małostkowości) często determinują nasze poczynania. Kogoś może to dziwić, czemu taki błahy powód (m. in.)doprowadził do rozstania. Ja osobiście uważam, że jeśli irytują mnie takie drobiazgi na początku i nie jestem równocześnie silnie zaangażowany uczuciowo (w tym przypadku bardziej chodziło o pociąg fizyczny) nie będę w stanie zmienić swego zapatrywania, poświęcić się w tych swoich drobiazgach dla drugiej strony. I lepiej sobie to otwarcie powiedzieć na starcie niż za późno, gdy ktoś zacznie się angażować i przeżyje zawód. Nie chcę rozmyślać czy tak jest dobrze, czy źle. Mam swoje zapatrywanie na ten temat a jeśli ktoś sądzi inaczej to chętnie wysłucham argumentów oponentów.

„Edukacja na powierzchni oceanu erotycznych przyjemności” cz. 3

Po pierwszym roku studiów, mając „w plecy” egzaminy z anatomii i biochemii rozpocząłem letnie prace jako ratownik. Pojechałem najpierw do pracy w Sanoku gdzie dbałem o bezpieczne kąpiele dzieciaków na kąpielisku i w Sanie. Spędziwszy tam ponad dwa tygodnie zacząłem planować dalszą część lata. Egzaminy odłożyłem sobie na wrzesień i razem z prawie niezmienioną ekipą wychowawców dojechałem na obóz letni nad morzem. Miejscowość brała swą nazwę z największej polskiej rzeki. Obóz był rozbity nad jeziorem a na plażę mieliśmy około dwudziestominutowy spacer przez piękny sosnowy las. Pomagać miałem w pracy ratownikowi, który śmiało mógł być moim dziadkiem – z racji wieku. Spędzaliśmy czas wspólnie będąc zakwaterowani w piętrowym domku kempingowym. Ja zajmowałem parter a on razem ze swoją przyjaciółką górę. Często byli mocno zajęci sobą, więc starałem się późno wracać z nocnych eskapad a w ciągu dnia ograniczałem do minimum czas spędzany w kempingowej klitce. Pogoda pozwalała nam przepracować ledwie dwa dni na samym początku turnusu. Żal mi było dzieci, którym trzeba było organizować czas na różne sposoby, bo jednak słońce latem rozwiązuje wiele problemów. A tu trzeba było nucić „ciągle pada”! Na taki stan nie narzekałem. Byłem ad morzem, odpoczywałem na różne sposoby przed trudami egzaminów poprawkowych i korzystałem z bliskości Międzyzdrojów i atrakcji proponowanych przez ten bałtycki kurort.

Jako wychowawczyni była tam również kobieta z dwójką swoich dzieci – starszy chłopiec i dziewczynka w wieku późno przedszkolnym. Kobieta, którą poznałem podczas turnusu w Sanoku gdyż też tam pracowała. Byłem Renatą zauroczony. Nieco ponad trzydziestoletnia, wesołego usposobienia, szczupła brunetka z imponującym biustem intrygowała mnie swoją postacią. Nie brakowało okazji do rozmów, dowcipów i spędzania wspólnie czasu. Nie krępowała jej obecność własnych pociech oraz podopiecznych. Zachowywała się naturalnie i dało się wyczuć jej przychylność w stosunku do mnie. Na kilka dni przed wyjazdem trafiło na to, że mamy razem nocną wartę. Obóz był pod namiotami a w okolicy krzątało się podejrzane towarzystwo. Każdej nocy zmieniał się skład wartowników i w księżycową jasną noc czuwałem z Renatą. Na początku robiliśmy sumienne obchody terenu pilnując by któraś latorośl nie wyfrunęła z naszego gniazdka na imprezę bez udziału reszty naszego towarzystwa. Gdy byliśmy pewni, że wszyscy śpią a chłód zaczął być dotkliwy (sierpniowe noce nie należą do najcieplejszych) postanowiliśmy przysiąść na ławce nad brzegiem jeziora. Było cicho, znajomość lustrze wody odbijały się światła odległej mieściny znajomość gwiazdy. Nocne owady i zwierzęta dawały sygnały swojej obecności. A my siedzieliśmy obok siebie rozmawiając o sobie. Im dłużej rozmawialiśmy tym bliżej siebie siedzieliśmy. Zaczęliśmy się tulić do siebie a dłonie rozpoczęły wędrówkę po plecach, włosach i biodrach drugiej osoby. Renata była subtelna, zmysłowa i pachniała kobiecym ciepłym. Jej potencjał seksualny pewnie wtedy osiągnął wysoki poziom jednak ja nie potrafiłem dać jej tego, na co była gotowa. Wówczas mimo swego wieku nadal byłem prawiczkiem i na jej propozycję wspólnej kąpieli pod gorącym prysznicem nie zareagowałem. Gdy zaczęło świtać przenieśliśmy się na moje łóżko w kempingu. Tam ręce szybko sięgnęły pod wierzchnie ubranie sycąc zmysły dotykiem napiętej skóry biustu, pupy, pleców oraz sięgając do krawędzi włosów łonowych. Na więcej nie pozwalała. Masowała fiuta i….gwałtownie przerwała. Powiedziała, że czas wracać do dzieci. Wychodząc spojrzała zalotnie na mnie, językiem oblizała mokre wargi i wyszła a ja na myśl o złożonej w ten sposób obietnicy eksplodowałem. Kolejne dni upłynęły na bezowocnym oczekiwaniu na realizację naszych figli. Od tamtej pory często wracałem myślami do tego jak się to mogło potoczyć. Próby nawiązania kontaktu znajomość Renatą były bezskuteczne. Może teraz?!

„Edukacja na powierzchni oceanu erotycznych przyjemności” cz. 4

Moja znajomość z OHP-wym „współspaczem” przetrwała kilka lat. Tak się złożyło, że wzajemnie wiedzieliśmy o sobie wiele, choć jak się później okazało nie wszystko. Przy jakiejś okazji poznałem jego „dziewczynę”. I Ona i ja byliśmy sobą zauroczeni. Mieszkała sama mając rodzinę za granicą, więc zachodziłem do niej czasami spędzając miłe chwile. Stopniowo znajomość z towarzyskiej zmieniła charakter na erotyczną. Uspokajany Jej wyjaśnieniami, że z Adamem nie jest związana uczuciowo posuwaliśmy się coraz dalej. Po powrocie z zajęć na uczelni pędziłem do Niej. Rozmawialiśmy słuchając muzyki, czasem oglądaliśmy interesujący film, bo Jej pasją było i jest (z tego co wiem) kino. Ubiór zaczynał nam przeszkadzać, więc gorączkowo pomagaliśmy sobie umożliwić dostęp do nagiej skóry. Moje silne i czułe dłonie zajmowały się Jej szczupłym ciałem: drobnymi, słodkimi piersiami, kształtną pupą, ciągle zimnymi dłońmi i stopami, wsuwałem palce do ust a ona łapczywie je lizała marząc już by zastąpiła je nabrzmiała męskość. Większość czasu spędzaliśmy pieszcząc się wzajemnie po francusku. Przez dwa, może trzy miesiące nie „poszliśmy na całość”. Leżałem na plecach na kanapie z rozłożonymi i ugiętymi w kolanach nogami mając przed sobą cudnie wypiętą pupę z gorącą cipką okoloną blond futerkiem. Moje dłonie rozchylały pośladki ułatwiając tym samym dostęp do słodkiej intymności. Zatapiałem w niej język, kilka palców, spijałem aromatyczną esencję cieknącą po wargach i spływającą po udach głęboko oddychającej dziewczyny. Ona nie pozostawała dłużna. Zatracała się w pieszczocie penisa, była niezrównana i nie ustawała w swych staraniach. Czule obejmowała chłodnymi dłońmi rozpalone jądra, masowała berło na całej jego długości. Ssała główkę, pochłaniając stopniowo całego fiuta w swe miękkie gardło. Do perfekcji opanowała sztukę drapania zębami członka, czym doprowadzała mnie do rozkosznego bólu a stamtąd wprost w niebiańskie uniesienia.

To, co nastąpiło z początkiem marca osiem lat temu było nieuniknione. Postanowiliśmy spędzić u niej noc. To była prawdziwa gorączka sobotniej nocy. W niedzielny ranek miałem startować w zawodach ratowniczych, ale po tej nocy o moim udziale w nich lepiej było szybko zapomnieć. Przygotowaliśmy się odpowiednio nie planując, że to właśnie w ten wieczór wprowadzi mnie w zakamarki swego ciała. Był szampan, taniec przy muzyce, droczenie się na siebie z powodu oporów przy redukcji ubioru. Bawiliśmy się wyśmienicie i naszą zabawę przenieśliśmy do sypialni. Szampan w połączeniu z klimatem wieczoru sprawił, że wzajemnie konkretnie zapragnęliśmy siebie nawzajem. Po tej nocy odkrywaliśmy wspólnie inne sposoby sprawiania sobie przyjemności w tym te związane z krągłą kobiecą pupą.

Po jakimś czasie nasza znajomość wygasła. Nadal utrzymujemy kontakt, wiemy co się dzieje, jak żyjemy. Rozstaliśmy się bez scen, bez urazy, zachowując miłe wspomnienia i szacunek dla siebie.

Moje kolejne wyjazdy do letniej pracy przyniosły kolejne doświadczenia. Najpiękniejszym z nich było uwiedzenie mnie przez śliczną wrocławiankę pewnego wieczoru w dyskotece przy plaży w Dziwnówku. Dziewczyna miała w sobie to „coś”, co działało magicznie. Po flirtowaniu przy drinku, zmysłowym tańcu i badaniu dłońmi swych ciał wzięła mnie za rękę i poszliśmy na plażę. Silny wiatr spowodował, że na plaży oprócz namiętnego całowania nie podjęliśmy dalszych harców. Las chronił nas przed zimnem i wzrokiem przypadkowych widzów. Była szczuplutka, drobnej budowy z niewielkimi cycuszkami o sterczących sutkach. Wyraźnie oczekiwała z mej strony działania, więc stanęliśmy przy drzewie, oparłem ją o nie, podciągnąłem jej bluzkę by dossać się do piersi ukrytych pod stanikiem. Ściskałem dłońmi falujący przy coraz szybszym oddechu biust. Językiem ślizgałem się po nagiej skórze w górę przez wygolone pachy do ust. Nasze języki szybko się ze sobą porozumiały i wtedy Ona swymi drobnymi rączkami z siłą, o którą Jej nie podejrzewałem zepchnęła mnie na dół do swych bioder i tam mnie przytrzymała. Jej majtki szybko trafiły na ziemię a ja wtopiłem usta w wygolone łono. Moja partnerka dopieszczała swoje piersi koncentrując się na doznaniach wywoływanych przeze mnie. Gdy osiągnęła szczyt była mi wdzięczna. W swej radości była tak śliczna, że nawet nie myślałem o tym by mi się zrewanżowała. Cieszyłem się, że jej dogodziłem.