Marta

Nigdy nie przepadałam za rodzinnymi wakacjami. Nic więc dziwnego, że wiadomość o wyjeździe na wieś do ciotki Magdy przyjęłam bez entuzjazmu. Dwa tygodnie w towarzystwie ciotek i wujków to nie było to, o czym marzyłam.

Na miejsce dojechaliśmy późnym wieczorem. Zaraz też zaczęły się powitania, całusy, zachwyty „och, jak ty wyrosłaś, itd” Byłam szczęśliwa, kiedy w końcu znalazłam się sama w małym pokoju na poddaszu. Otworzyłam okno. Powietrze było rześkie i czyste – zupełnie inne, niż w mieście. Dookoła panowała niczym nie zmącona cisza.

Zgasiłam światło, rozebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę.

Pomimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie ostatnią prywatkę u Grażyny. Jej starszy brat Witek bardzo mi się podobał. Nawet śnił mi się kilka razy.

Wypiłam wtedy trochę wina, poczułam się okropnie dorosła i zaczęłam go kokietować. Wziął to za dobrą monetę i nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy się sami w łazience. Pocałował mnie i włożył rękę pod sukienkę, pieszcząc mnie przez majtki. A potem zaczął mnie rozbierać… Alkohol ośmielił mnie – nie protestowałam, aż do momentu, kiedy pospiesznie ściągnął spodnie i próbował wejść we mnie. Poczułam, jak członek dotknął mojej „myszki”.

–    Nie! – powiedziałam.

Nie domyślał się chyba, że nigdy nie byłam z chłopakiem i mój opór zaskoczył go.

–    Marta, nie wygłupiaj się, przecież sama tego chciałaś – nalegał, obejmując mnie w pasie i przyciskając do siebie.

Z trudem odsunęłam go i złapałam za członka. Był bardzo duży i twardy – na samą myśl, że mógł za chwilę wedrzeć się we mnie, zadrżałam. Zaczęłam pieścić go ręką. Naprężył się, wysunął biodra do przodu i zamknął oczy.

– Szybciej, weź go do buzi. – powiedział. Ścisnął mnie za ramiona tak, że musiałam przyklęknąć. Jego członek znalazł się na wprost moich ust. Dotknęłam go językiem i, przynaglana, zaczęłam go lizać i ssać. Nigdy do tej pory tego nie robiłam; było to niesamowite uczucie. Nie trwało to długo. Witek wspiął się na palce, wyjął członka z moich ust i pomógł sobie ręką. Wystrzelił mi prosto w twarz, zalewając oczy.

Białe krople spływały mi po policzkach i brodzie, zlizywałam je j ęzykiem, coraz bardziej podniecona. Myślę, że gdyby wtedy próbował mnie wziąć, nie opierałabym się więcej.

Ale on był już zaspokojony. Wyprostował się i powiedział:

–    Niezła jesteś, mała. Mam nadzieję, że następnym razem będziesz łatwiejsza. Szybko podciągnął spodnie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

– Bydlak – pomyślałam – nie będzie żadnego następnego razu!. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się taka upokorzona.

Od tego czasu unikałam Witka i innych, podobnych do niego chłopaków. Nie mogąc nic wskórać, nadali mi przezwisko „cnotka”. A ja przecież byłam normalną, szesnastoletnią dziewczyną, nie chciałam tylko byle jak i z byle z kim.

II

Obudził mnie hałas przed domem. Przeciągnęłam się, wstałam i podeszłam do okna. Na podjeździe stał samochód, z którego wyładowywał bagaże młody chłopak. Przyjrzałam mu się z zainteresowaniem. Wysoki i dobrze zbudowany, wydawał się być niewiele starszy ode mnie.

W szarej koszulce i ciemnozielonych, krótkich spodniach wyglądał bardzo fajnie. Szybko założyłam dżinsy i cienką bluzkę, poprawiłam włosy i zbiegłam na dół.

W drzwiach o mało nie zderzyłam się z chłopakiem, którego przed chwilą widziałam przez okno. W ręku trzymał wypchany plecak.

–    O, bardzo przepraszam. – powiedziałam.

–    Nic nie szkodzi. – odpowiedział zaskoczony – mieszkasz tutaj?

–    Tak.. to znaczy przyjechałam tu tylko na wakacje. na dwa tygodnie.

–    Ja na cały miesiąc. jak ci na imię? – zapytał po chwili.

–    Marta – odpowiedziałam – a tobie?

–    Adam – uśmiechnął się nieśmiało.

Co tu dużo gadać, bardzo mi się spodobał. Miał coś takiego w sobie, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Stałam jak zahipnotyzowana, z trudem hamując narastające podniecenie. A on patrzył na moje sterczące piersi, dobrze widoczne przez cienki materiał i wciąż się uśmiechał.

–    Adaś, będziesz spał na górze – ciotka powoli schodziła po schodach. O, Marta, dobrze że już wstałaś! To jest Adam, będzie twoim sąsiadem. Zostanie u nas przez cały sierpień. Na pewno przypadnie ci do gustu, to dobry chłopak! Jego rodzice przyjeżdżają pojutrze.

Zostawiła nas samych.

–    Marta, pokażesz mi, gdzie jest ten pokój? – przerwał milczenie Adam.

– Tak, oczywiście – wbiegłam na schody, czując jego wzrok pieszczący moją pupę. Otworzyłam drzwi.

–    To tutaj – powiedziałam.

Rzucił plecak na łóżko i podszedł do okna.

– To ja już sobie pójdę. powiedziałam, odwracając się do drzwi.

–    Marta! – zawołał za mną – bardzo się cieszę, że tu jesteś.

–    Tak. to bardzo. bardzo dobrze! – odpowiedziałam i uciekłam z pokoju.

Siedzieliśmy na schodkach przed domem gapiąc się na zachmurzone niebo. Nadchodziła burza.

–    Marta – zapytał Adam – czy ty masz chłopaka?

Spojrzałam na niego i potrząsnęłam głową.

–    Nie. dlaczego pytasz?

–    Bo widzisz. znamy się tak krótko, a mnie wydaje się, jakbyśmy byli razem od lat. Przytuliłam się do niego.

–    A ty? Czy ty masz kogoś?

– Nie. to znaczy – miałem. Marta, tak mi głupio mówić o tym!

– Nie musisz. Adam, ja chyba zakochałam się w tobie. – powiedziałam nagle, przytulając się mocniej.

Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

–    Naprawdę? – delikatnie odsunął mi włosy i pocałował w usta – ja też, Martuś…

Podał mi rękę i pomógł wstać.

–    Chodźmy! – powiedział.

Przebiegliśmy przez łąkę i schowaliśmy się w sadzie. Zaczął mnie zachłannie całować, a ja oparłam się o drzewo, poddając się jego pieszczotom.

Duże krople deszczu zaczęły bębnić po liściach. Zerwał się wiatr i zrobiło się ciemno. Pierwsza błyskawica rozświetliła niebo a my nie zważając na nic, odkrywaliśmy się nawzajem, oszaleli ze szczęścia.

Półnadzy wpadliśmy do jakiejś szopy ze sprzętem ogrodniczym i skrzynkami pełnymi pachnących jabłek. Zadyszani, popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Wyglądaliśmy jaj dwie zmokłe kury, woda ściekała po nas strumieniami i tworzyła kałuże na glinianym klepisku. Adam nachylił się i zaczął zlizywać krople deszczu z moich piersi. To było wspaniałe! Czułam jego gorący oddech na moim ciele, gładziłam jego włosy i całowałam oczy. Nagle wstał, wziął mnie na ręce i zaniósł na leżący w końcu szopy stos płóciennych worków. Upadłam na plecy, a on pośpiesznie rozpinał moje spodnie. Zostałam w samych majtkach, jęcząc pod każdym dotknięciem jego rąk. Położył się obok, delikatnie pieszcząc językiem mój pępek, a potem rozebrał mnie do końca. Dysząc z podniecenia poczułam, jak dotknął mojej cipki. Intuicyjnie rozłożyłam nogi, otwierając się na jego pieszczoty.

–    Martuś, to twój pierwszy raz, prawda? – wyszeptał.

–    Tak. i bardzo tego chcę! – odpowiedziałam szybko, z trudem łapiąc oddech.

Nie pamiętam, kiedy się rozebrał, pamiętam tylko, jak nakrył mnie swoim ciałem, dając mi siebie całego.

Poczułam straszny ból, skuliłam się i zacisnęłam nogi. Był już w środku, a mnie wydawało się niemożliwe, żeby zmieścił się we mnie. Zaczęłam krzyczeć.

– Już po wszystkim, kochanie – szeptał – już nie będzie więcej bolało.

Poruszał się delikatnie we mnie, za każdym razem ocierając końcem członka o mój guziczek. Poczułam rosnącą przyjemność, rozluźniłam mięśnie i pochłonęłam go całego. Odpowiadałam na jego ruchy, lekko kołysząc biodrami. Ból zniknął, ustępując niesamowitemu uczuciu rozkoszy.

Widziałam, jak bardzo jest podniecony i z trudem się opanowuje. Kiedy ten najpiękniejszy moment był tuż-tuż, wyszedł ze mnie i zaczął pieścić mnie palcami. Objęłam członek ręką i wyzwoliłam go, wstrząsana własnym orgazmem.

Eksplodował gorącym strumieniem na mój brzuch i piersi.

–    Marta, Marta, tak mi wspaniale. szeptał.

Przycisnęłam go do piersi, gładząc po głowie i ramionach.
Leżeliśmy mocno przytuleni do siebie, wsłuchując się w szum deszczu.
Taki był początek moich sierpniowych wakacji. Jak się domyślacie, dwa tygodnie upłynęły nam bardzo szybko i w końcu przyszła pora się rozstać.
Adam pisał do mnie codziennie, obiecując, że już niedługo znów będziemy razem. Marzyłam o tym, ale nie wydawało mi się to możliwe, mieszkał tak daleko.
A jednak pewnego dnia dostałam cudowną wiadomość: zdał na studia i przenosi się do naszego miasta. Szalałam z radości, nie mogąc doczekać się jego przyjazdu.