Nie mogłem się ruszyć. Ręce miałem spięte za plecami kajdankami. Kompletnie nagi, leżałem wyciągnięty na zmiętoszonej pościeli. I tylko sufit nade mną…
– Obudziłeś się w końcu? – usłyszałem głos Ady. Podłoga zaskrzypiała, kiedy zdecydowanym krokiem przebyła drogę od drzwi do łóżka i zobaczyłem jej rozbawione spojrzenie nad sobą… Tym razem z domieszką… wzgardy? Mój mały zareagował natychmiast. – Mhm – mruknęła zadowolona obserwując jego wspinaczkę. – No, dobra – zaczęła opierając lewą nogę na mojej piersi, wbijając mi tym samym ostry obcas w brzuch. – Dzisiaj wypróbujemy wszystkie zabawki, które wczoraj kupiliśmy. Cieszysz się? – Tak, Pani – bąknęłem. – Jeszcze nie wiesz co cię czeka… – odparła na to kontemplując swoje paznokcie z tajemniczym uśmiechem.
– Dobra… zaczynamy… – powiedziała wyciągając obrożę. Kiedy ta opięła już moją szyję, Ada przypięła do niej lateksową smycz. Jednym szarpnięciem sprowadziła mnie na podłogę. Tam wymusiła na mnie jeszcze głębszy pokłon, stopą przyciskając mój kark do ziemi. – Całuj – powiedziała. Wyciągnąłem szyję, żeby dostać się do jej drugiej stopy, ale obcas wbijał się tak uporczywie w mój bark, że rozerdrganymi wargami mogłem pocałować tylko podłogę przed jej stopą – jeszcze raz i jeszcze, aż wreszcie ucisk zelżał na tyle, że dotknąłem palcy, wystających z jej buta. – Dobra – powiedziała szarpiąc za smycz, stawiając mnie tym samym na nogi.
– Idziemy – rzekła wypychając mnie z pokoju. Szedłem przed nią, ale to ona mnie prowadziła na smyczy. Czułem, że ją skróciła owijając wokół dłoni, słyszałem jej zdecydowany krok tuż za mną, czułem szarpnięcia obrożą i szturchnięcia.
Gdzie ona mnie prowadzi? I co się stało? – huczało mi w głowie. Czy to jest ta sama Ada? Kobieta, która trzymała mnie na smyczy była bardziej zdecydowana, drapieżna, groźna… i było jej z tym do twarzy!
Wepchnęła mnie do kuchni. Za stołem siedziała Liz. Mokre włosy i świeżość, jaka od niej biła świadczyły, że przed chwilą wyszła z kąpieli. Zachichotała, kiedy wypchnięty na środek pomieszczenia, straciłem równowagę, o mały włos nie upadłem. – Siadaj – powiedziała z sympatią w głosie. Głową wskazała miejsce obok siebie. Stała tam miska. Błyszcząca, srebrna miska z wyklejonym imieniem „Benny”. W środku była jakaś papka. Usiadłem na wskazanym mi miejscu, ręce miałem wciąż skute za plecami, wlepiłem wzrok w miskę… Wtedy poczułem, że się we mnie wpatrują w napięciu, podniosłem wzrok, a one wybuchnęły śmiechem. – Smacznego! – wypaliła Liz i znowu zaczęły się śmiać. – Ale… nie mam rąk – bąknąłem. Widziałem, że Liz zaczyna tracić cierpliwość. Już się nie śmiała, zacisnęła z niecierpliwością usta. Spuściłem oczy przed jej zimnym wzrokiem, na szczęście Ada rozładowała sytuację. Podeszła do mnie, pogłaskała po głowie. – To dobre papu, nie chcesz? – spytała milutkim głosikiem siadając przede mną na krawędzi stołu. Słysząc to Liz wstała od stołu. – Ok., bawcie się, ja idę się ubrać – powiedziała zasuwając krzesło. Ada nie zważając na nią, kontynuowała: – Spróbuj! No, dalej! – nakłaniała mnie biorąc w rękę odrobinę papki. – Otwórz buzię! – powiedziała zdecydowanie bardziej stanowczym głosem nie znoszącym sprzeciwu. Otworzyłem usta, Ada włożyła w nie papkę i chichocząc wytarła palce o moje policzki i brodę. – I jak, dobre? – Tak, Pani – przyznałem. W rzeczywistości dawno nie jadłem niczego bardziej bezsmakowego. – No widzisz! – zaśmiała się. – OK, jeszcze raz! – powiedziała nabierając w dłoń kolejną porcję. Tym razem zrobiła to szybciej, nie zdążyłem dobrze otworzyć ust, w efekcie część papki spadła na moje uda i naprężonego już do granic możliwości penisa. – Oj, upaćkałeś się! – powiedziała z wesołą troską w głosie. – I co ty teraz zrobisz? Nawet nie masz jak się oczyścić… – Miała rację. Pozbawiony rąk byłem bezradny. Założyła nogę na nogę i wpatrywała się we mnie rozbawionym wzrokiem… trwaliśmy tak chwilę, napięcie między nami rosło, chwila się dłużyła, aż Ada wybuchnęła śmiechem. – Co ty byś beze mnie zrobił? – spytała kręcąc głową i wciąż się śmiejąc w najlepsze z mojej bezradności. – Pomogę ci, moje zwierzątko – stwierdziła zeskakując ze stołu. Wciąż chichocząc zebrała papkę z moich ud, wolnymi ruchami palca oczyściła prężącego się przed nią członka, a następnie oblizała palec i skrzywiła się. – Zupełnie bez smaku. Smakuje ci, naprawdę? – Tak, Pani – powiedziałem. Wolałem zaufać instynktowi. – OK, jak chcesz! – stwierdziła. – No, to smacznego! – powiedziała przysuwając moją twarz bliżej miski. Zacząłem jeść prosto z naczynia. – Dalej, dalej – ponaglała mnie. – Wszystko masz zjeść… a teraz wyliż miskę!
Wszedłem do sypialni ciągnięty na smyczy. Tym razem to Ada szła pierwsza. Na łóżku leżała, czytając książkę, Liz. – Zjadł wszystko – powiedziała Ada i wypchnęła mnie do przodu. Podbiegłem kilka kroczków, z trudem łapiąc równowagę i zatrzymałem się tuż przed moją drugą Panią. Penis zadyndał przed nią, co w końcu rozładowało atmosferę i Liz zachichotała odrywając się od książki. – Wiesz dlaczego twoja druga Pani tak się dzisiaj zmieniła? – spytała śmiejąc się ni to do mnie, ni to do Ady. – Bo jej się przyśniło, że się zbuntowałeś! Ha! Niezłe, co? Już dawno jej powtarzałam, że należy się trochę tobą zająć… potresować cię… a ona nic! I dopiero, kiedy jej się przyśniło… oj, co ja mam z tą babą! Dobra, chodź tu! – powiedziała odkładając książkę i łapiąc mnie za smycz. Wciągnęła mnie na łóżko, zmusiła do uklęknięcia w nogach, przy metalowej poręczy, twarzą do siebie. Wciąż miałem związane ręce, przez co nie było to łatwe zajęcie, ale Lizzy specjalnie się tym nie przejmowała, ani nie zamierzała być delikatna. – Muszę cię uwiązać, żebyś nam nie wierzgał – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem, przywiązując baaardzo krótko smycz do poręczy. – My bowiem mamy kilka spraw, które musimy sobie wyjaśnić.
Klęczałem wciśnięty w nogi łóżka, wypięty jak struna – smycz i kajdanki zrobiły swoje. Byłem wygięty tak jakbym chciał zrobić mostek – z tym, że dodatkowo jeszcze klęczałem. Wypychałem do przodu klatkę piersiową, biodra, a przede wszystkim sterczącego jak słup członka. Liz szepnęła coś na ucho Adzie, obie zachichotały, pocałowały się i po chwili… Liz stała całkiem naga… nie namyślając się długo wskoczyła z powrotem na łóżko. Ada podeszła wolnym krokiem, spojrzała na mnie, potrąciła penisa szpicrutą, która nie wiedzieć skąd wzięła się w jej ręku i pomału wspięła się na łóżko stając do mnie tyłem, twarzą zaś do chichoczącej Liz. Rozkracz się – powiedziała do niej z góry, machnąwszy w powietrzu nad jej udami szpicrutą.
Kiedy ta rozłożyła uda, Ada przeszła nad nogą Liz i uklękła obok niej. Jakieś półtora metra od siebie miałem rozchylone wargi Liz, migoczące już od pierwszych kropelek śluzu. Nikt ich niczym nie zakrywał. Penis zaczął drżeć. Uśmiechnięta Ada szpicrutą rysowała niewidzialny szlaczek po nodze Liz, od samej kostki, po łydce, udzie… nie omijając wzgórka… po pępku, aż do piersi. Nie mogłem spuścić wzroku z tych warg, które w wyniku łaskotek, o jakie przyprawiały ruchy szpicrutą Liz, rozchylały się, ruszały ospale w rytm drgnięć na ciele Liz. Nie kontrolując nawet tego do końca, zacząłem się wiercić… moja pozycja nie dawała dużego pola do działania, ręce skute za plecami, nogi też unieruchomione samym faktem klęczenia na nich… i do tego bardzo naciągnięta smycz, która ciągnęła moją głowę, a za nią tułów do tyłu. Niemniej jednak zacząłem się wiercić… zacząłem też chyba cicho jęczeć wpatrując się nieustannie w coraz bardziej śliskie i czerwone wargi Liz. Ada widząc to uśmiechnęła się, szpicrutę chwyciła w zęby i nachyliła się nad Lizzy przekazując jej coś wzrokiem. Jednocześnie jej smukłe paluszki ześlizgnęły się z piersi kochanki na jej brzuch, pobłądziły trochę w czarnym futerku i dotarły między uda. Na początku prześlizgiwały się tylko leniwie tam i z powrotem, lecz już po chwili zaczęły swój szalony taniec… Ada leżała obok Liz, aby uspokoić pobudzone ciało kochanki, położyła całą dłoń na jej wzgórku… Liz westchnęła cicho, rozluźniła uda, uspokoiła łaskotki… palce Ady zafalowały… Uśmiechając się do mnie, ich właścicielka wyciągnęła nogę, stopę położyła na moim szalejącym kroczu… w udo wbił mi się ostry obcas, który po chwili trącił wyprężającego się członka i nacisnął boleśnie na jądra… Jęknąłem, znacznie wyraźniej szarpnąłem się na smyczy, co wywołało chichot obu kochanek… Liz chichotała bardziej nerwowo, sama już pojękując cicho i wiercąc się pod zręcznymi pieszczotami Ady, która jak każda kobieta najlepiej znała kobiece potrzeby… Palce Ady zagłębiały się w miękkie wnętrze Liz, wprawiały w ruch wilgotne wargi, w tym samym czasie jej kciuk uciskał łechtaczkę kochanki… Liz wierciła się coraz bardziej i bardziej… jej nogi podniosły się bezwiednie… lewa stopa zawirowała mi przed oczami… otworzyłem usta… – Liż, piesku, liż – szepnęła rozgorączkowana Lizzy i było to tak podniecające… miejsce, które przeznaczyły dla mnie w tym akcie… u ich stóp, na smyczy… z zakazem uczestnictwa, ale patrzący na wszystko i udowadniający swoim naprężonym penisem jak bardzo mają rację… Stopa w moich ustach, druga noga zastygła w powietrzu, ręce, włosy rozrzucone na pościeli… Lizzy szczytowała jak prawdziwa królowa – nie kontrolując niczego, jęcząc, krzycząc bez żadnych zahamowań.
– Nasz piesek mało nie rozwalił łóżka, tak się rwał, żeby nas uraczyć swym kutaskiem – powiedziała Liz, kiedy oddech jej się już trochę unormował.
– Potrzebuje trochę tresury… – orzekła Ada. – Zajmij się nim, a ja się przebiorę.
Liz wrzuciła na siebie ubranie, z powrotem upięła włosy w koński ogon na czubku głowy i podeszła do okna. Zaciągnęła roletę i w pokoju zapanował szary półmrok. Po obu stronach framugi doczepiła do karnisza skórzane uchwyty. Kątem oka widziałem jak Ada zaczesuje gładko włosy i upina je z tyłu głowy. Z szafy wyjęła czarny gorset, Liz tymczasem zapaliła kilka świeczek w najróżniejszych kątach pokoju. Ada zaczęła wolno zakładać długie nylonowe rękawiczki, a Liz odwiązała mnie od poręczy i ściągnęła na ziemię. Zaprowadziła mnie do zasłoniętego okna, tam rozkuła mi ręce, jednocześnie jednak umieszczając moje przeguby w uchwytach. Stałem teraz kompletnie nagi i bezbronny z ramionami rozkrzyżowanymi na całej szerokości okna. Nie wiedziałem co mnie czeka, ale sam fakt bycia zdanym na ich łaskę już mnie rozpalał, co oczywiście nie mogło ujść ich uwagi.
– Widzę, że stajesz na baczność niewzywany… – skwitowała Ada. Miała na sobie czarny gorset, który właśnie pomagała jej dopiąć Liz, rękawiczki sięgające za łokcie, lateksowe majtki i kozaczki na wysokim obcasie. – To nawet dobrze…
– Ale nie wiesz jeszcze, co cię czeka – dodała Liz z tajemniczym uśmiechem.
Ada wzięła do ręki jedną z palących się świec. Lizzy trzymała się nieco na uboczu. Po osiągniętym orgaźmie, była zrelaksowana, wypoczęta, nie ciągnęło jej do naszej zabawy, przypatrywała się wszystkiemu z boku z ciekawością postronnego obserwatora.
Co innego Ada – mistrzyni ceremonii, scenarzysta, reżyser i główny aktor w jednej osobie. Ze świecą w dłoni zbliżyła się do mnie i zbliżyła ją do mojej twarzy. Poczułem ciepło ognia, płomień tańczył przed moimi oczami, w miarę jak Ada przesuwała przed nimi świecę. Pomału w prawo i w lewo, w prawo, w lewo…
– Ogień szybko się wypala – powiedziała tajemniczym głosem Liz. – Ale ślady po nim zostają na zawsze… zniszczenie, śmierć, braterstwo i nowe życie…
W tym samym momencie pierwsza kropla rozgrzanego wosku spadła na moją pierś. Ada przechyliła świecę. Syknąłem z bólu. Nie był to długotrwały ból, wosk szybko zastygał na ciele w białe płaty, które już po chwili pękały na mniejsze kruszyły się, zostawiając po sobie tylko lekko zaczerwienione ślady. Kolejne krople spadały na moją pierś, ramiona, sutki, brzuch, uda. Za każdym razem towarzyszył temu nagły, piekący ból, ale starałem się już nawet nie syczeć. Ada z zadowoleniem w oku przyjmowała tę pokorę, wciąż wynajdując z uśmiechem kolejne miejsca… aż wreszcie zostało tylko jedno, a moja Pani skwitowała to uśmiechem, z jakim dziecko zabiera się do wyczekiwanego deseru. Piekący ból nie spowodował, bynajmniej opadnięcia penisa. Syknąłem przeciągle, ale serce mi biło głównie z podniecenia. Chciałem to znieść, bo Ada była moją Panią, bo takie były reguły gry, tej gry, która mnie tak podniecała. Dlatego członek zamiast opadać zaczął drżeć z podniecenia, kiedy spadały na niego kolejne krople rozgrzanego wosku. Spadały też na jądra. Ada niczego nie oszczędziła. I kiedy myślałem, że to już koniec, zza ramienia Ady wyłoniła się Liz z drugą świeczką. Płomień zatańczył koło sterczącego członka. Wyraźnie czułem na nim jego ciepło… robiło się goręcej, ogień zaczął parzyć…
Poczułem swąd…
Zajęły się moje włosy… Zamknąłem oczy…
– Przestań, wystarczy! – powiedziała nagle Ada zduszając ręką żar skręcający moje owłosienie łonowe. – Zobaczymy jakie skutki przynosi nasza tresura… – dodała po chwili, jaka musiała upłynąć zanim Liz przestała chichotać z napędzonego mi stracha.
Odwiązała mi ręce i jednym szarpnięciem smyczy sprowadziła mnie na ziemię. – Jesteś pieskiem, Benny? – spytała opierając stopę na moim boku. – Tak, Pani – odparłem. – Posłusznym psiaczkiem, który na każde zawołanie przybiegnie do nogi swojej Pani? – Tak jest, Pani! – Służ! – odparła na to z uśmiechem. Stanąłem na kolanach, wyprostowałem się, dłonie wyciągając przed siebie. – Jeszcze język – rzekła klepiąc mnie szpicrutą po policzku. Wysunąłem posłusznie język ziejąc jak prawdziwy pies.
– Aport! – warknęła rzucając w kąt pokoju szpicrutę. Liz siedziała znów z boku obserwując z uśmiechem całą sytuację. Ruszyłem na czworakach za rzuconą szpicrutą, chwyciłem ją w zęby i przyniosłem Adzie z powrotem, kładąc ją u jej stóp.
W tej samej chwili usłyszałem zgrzyt klucza w zamku drzwi wejściowych na dole. Obie Panie spojrzały po sobie, jakby szukały w swoich oczach potwierdzenia, co powinny zrobić. – Chodź tu piesku – powiedziała Liz wstając. – Trzeba ci zasłonić czymś oczy. – Dostaniesz miskę wody… -dodała Ada. Po chwili stałem na czworaka z zawiązanymi chustką oczami i chłeptałem wodę z miski. Do pokoju ktoś wszedł… Być może mi się wydawało, ale Ada i Liz chyba uklękły. – Witaj, Pani – powiedziały zgodnym głosem. – Więc to jest Benny? – usłyszałem nieznany, kobiecy głos. Jednocześnie mój mały wyprężył się znów jak struna. Klęczę nago przed nieznajomą… – Już dawno chciałam poznać tego waszego pieska – kontynuował głos. – Wstań, Benny – Wstałem posłusznie. Poczułem czyjś palec jak wodzi po moim torsie, paznokciem zahacza o sutki, pępek… kobieta sobie mnie oglądała… jak na targu niewolników… wszystkie moje mięśnie były napięte, podniecenie sięgało zenitu, mój mały dostał jakiś niekontrolowanych drgawek… poczułem jak go dotyka… waży w dłoni, ściska jądra… weszła tu z ulicy i bez żadnego słowa wyjaśnienia traktowała mnie jak swoją własność… obeszła mnie dookoła… ścisnęła pośladek…
– Dobra, bawcie się dalej – powiedziała po chwili weselszym głosem. – Jutro dostaniecie dalsze dyspozycje – dodała wychodząc.
– Tak, Pani – odparły Ada i Liz. Po chwili zdjęły mi opaskę z oczu.
– Nasz zwierzaczek wygląda jakby miał nam zaraz eksplodować – powiedziała Liz.
– Nie bardzo to wszystko rozumie i to właśnie go tak podnieca – dodała Ada. – Daj mi go tu – powiedziała siadając na krawędzi łóżka i skinęła na Liz głową, uśmiechając się tajemniczo. Jednocześnie rozsunęła wolno uda…
Liz nie czekała długo. Sprowadziła mnie na ziemię jednym szarpnięciem smyczy i niezbyt mocnym szturchnięciem wysokiego obcasa przypomniała, że mam iść na kolanach. Krótkie szarpnięcie smyczą zatrzymało mnie tuż przed Adą. Ta widząc to, uśmiechnęła się porozumiewawczo do Liz i nie spiesząc się, rozsunęła jeszcze bardziej uda, odchyliła nieco majtki, zajrzała do środka… co widząc szarpnąłem się bezwiednie na smyczy. Liz jednak trzymała ją mocno, poczułem też jej ostry obcas jak wbija się w mój wypięty pośladek… Upadłem u stóp Ady, jej czarnych szpilek, wysoookich obcasów… Pocałowałem jej stopę, nogę w kostce, zacząłem lizać łydkę. Z językiem na wierzchu wspinałem się coraz wyżej i wyżej. I nagle jedno szarpnięcie smyczą… – Nie tak szybko – wycedziła Liz zapierając się nogą o moje pośladki i obiema rękami ciągnąc za smycz. Zawisnąłem w powietrzu jak doberman odciągnięty przez swoją panią od ofiary… Ada z tajemniczym uśmiechem, który wciąż nie znikał z jej twarzy, wsuwała rękę pod swoje czarne, lateksowe majtki… głębiej i głębiej… zaczęła poruszać ręką, nie spuszczając mnie z oka, a ja wciąż wiszący w powietrzu, z otwartymi ustami nie mogłem zrobić nic więcej tylko wpatrywać się… Drażniła się tak ze mną jeszcze chwilę pieszcząc się niespiesznie na moich oczach, aż w końcu zsunęła majtki i rzuciła je w moją stronę. Był to jednocześnie sygnał dla Liz do popuszczenia smyczy. – Bierz ją – syknęła, a ja w jednym skoku dopadłem upragnionych ud Ady. Członek uderzył o jej rozchylone wargi, czułem, że Liz popuściła smyczy, strzelając nią jak lejcami, poczułem też ostre smagnięcia szpicrutą na tyłku i plecach. Wygłodniały członek, napięty do granic wbił się w ciepłe wnętrze Ady. Krótkie pchnięcia… Jak ja tęskniłem od rana do tych ud! Ta tęsknota sprawiła, że teraz chciałem wypełnić ją całą, rozerwać jej cipkę. Ada jęczała i wiła się pode mną. Byłem głodnym zwierzęciem, bestią, o jaką jej chodziło w tej tresurze… Wbijała mi paznokcie w plecy, szeptała „dalej psie… nie przestawaj… zrób swojej Pani dobrze… ta-ak… taaak!” Szarpnąłem się do tyłu, krzyknąłem i wtedy Liz pociągnęła za smycz… penis ociekający naszymi sokami wypadł na zewnątrz… trysnął spermą na uda Ady, jej brzuch, sofę, mój brzuch… Później była już tylko noc… Ostatnia dla mnie w tym domu…