29 września 1947 r. Nowy Orlean,
noc z piątku na sobotę,
godzina 10:00 p.m.
Przeczytał ostatni akapit i przewrócił stronicę. To był ostatni fragment powieści nie kończącej się happy endem. Epilogu nie było. Zamknął książkę i wrzucił ją pod łóżko. Przystąpił do uzupełniania kuferka. Na jego dnie piętrzyły się w stos skalpel, nici chirurgiczne, przybory do golenia, krem, gumowe rękawiczki, czarna opaska, kilkumetrowy zwój liny i kilka innych drobiazgów. Przez chwilę na twarzy mężczyzny widać było wahanie, w końcu do torby dorzucił korkociąg a po kolejnej chwili rozwieracz ginekologiczny. Założył kurtkę i ciężkie wojskowe buty. Plan miał przygotowany od dawna a teraz chciał go zrealizować.
Kilka dni wcześniej.
Timothy tak właśnie sobie wyobrażał amerykańskie południe. Od dwóch tygodni płynął starym bocznokołowym parowcem w dół rzeki. Potężne wody Missisipi prowadził go leniwie z rzadka już meandrując. W oddali widać już było ludzi stojących na pomoście oczekujących krewnych i znajomych. Na niego nie czekał nikt. Wszak nikogo też tu nie znał. Syrena trzykrotnie zawyła po czym sternik łagodnie podpłynął do pomostu. Rzucono trap. Chwilę później Timothy z wojskowym plecakiem na ramionach przemierzał wiktoriańskie uliczki miasta. Co krok natykał się na ulicznych grajków, przeważnie czarnych mieszkańców grających na trąbce. Korzystając z ogłoszeń w lokalnej prasie znalazł tanie mieszkanie na poddaszu jednej z kamienic. Stara właścicielka cierpiała na lekką głuchotę, więc Timothy palcami pokazał ile jest gotów zapłacić. W końcu dobito targu. Po wejściu do pokoju zrzucił plecak, kurtkę i wyciągnął się na łóżku. Następnie niespiesznie przypalił chesterfielda i pogrążył się w lekturze.
Po demobilizacji Timothy nie miał dokąd wracać. Matka zmarła kiedy dzielnie walczył na Iwo Jimie. Ojca nie pamiętał i nigdy o nim z matką nie rozmawiał. Nie wiedząc co począć odwiedził w końcu ciotkę mieszkającą na farmie w Idaho. Wuj stracił nogę podczas wielkiej wojny gdzieś nad Marną i nawet z protezą i o lasce ledwie się poruszał. Jego mocne ręce bardzo przydały się podczas zbiorów i jesiennego sadzenia ale wraz z pierwszymi promykami wiosennego słońca Timothy musiał odejść. Wprawdzie przyjęto go serdecznie lecz farma była mała a jego długo oczekiwani przez rodziców kuzyni mieli właśnie powrócić do domu. Musiał sam poszukać swojego miejsca. Wuj poradził mu, że z jego marynarskimi umiejętnościami może złapać pracę na statkach pływających po szlaku Missouri – Missisipi i wskazał mu drogę do Nowego Orleanu.
Timothy dobrze pamiętał, że w jego kompanii był Andy, który pochodził właśnie spod Orleanu. Wychwalał miasto pod niebiosa, polecał łagodny klimat, rzekę pełną ryb i burdele zapchane ładnymi dziwkami. Po prostu raj na Ziemi. Nowy Orlean, to był dobry pomysł. Tam, w obcym mieście, wśród anonimowych ludzi mógł spróbować zaspokoić swoje żądze mimo, że eksperymenty w sferze intymnej mało nie doprowadziły go zejścia z tego świata. Pod koniec wojny okręt na którym służył dopłynął do Madrasu aby uzupełnić zapasy. Korzystając z okazji Timothy i Andy udali się do miejscowego burdelu. Tam, rzucili po kilka dolarów i każdy z dwoma hinduskami udał się na piętro. Timothy zaraz po wejściu do pokoju zrzucił spodnie, szarpnął jedną z dziewczyn za włosy i wsadził jej swoją sterczącą pałę do ust. Pierwszy wytrysk miał już po minucie. Do następnego postanowił się przygotować. Obu paniom kazał polizać się wzajemnie po czym ułożył je klęczące obok siebie. W końcu jego kutas zatapiał się to w jednej to w drugiej szparce. Następnie tej, która była bliżej wsadził członka w odbyt. Dziewczyna stłumiła okrzyk bólu i tylko zagryzła wargi kiedy dochodził. Zamierzał jeszcze dosiąść drugą lecz dochodzące z parteru krzyki odwróciły jego uwagę. Wyjrzał za drzwi i zobaczył gromadę ciemnych, wymalowanych facetów z nożami w zębach. Nie namyślając się długo wskoczył w ubranie, długim susem dobył parapetu i boso zjechał po rynnie. Po chwili przybytek rozkoszy stał w płomieniach. Kiedy dotarł na okręt dowiedział się, że hinduscy nacjonaliści wywołali rozruchy przeciwko białym i w mieści zginęło ich już kilkudziesięciu. Niestety, wśród nich był także Andy. Będąc przyjacielem, przejął jego rzeczy z zamiarem oddania ich rodzinie. Jednak pośród ubrań znalazł książkę, która go zaintrygowała. Autorem był Markiz de Sade. Ulice miasta nie miały już sekretów przed Timothym, jednak to on miał stać się jedną z ich tajemnic. W kilka dni poznał dzielnicę portową. Obejrzał co ciekawsze domy publiczne i zaułki z tanim seksem, gdzie na klientów czekały kobiety brzydkie, stare i nieraz chore. W burdelach zauważył nieco białych kobiet ale najwięcej było czarnych, azjatek, Meksykanek i Filipinek. Dla jednej z nich stał się stałym, dobrym klientem a teraz już bez pośrednictwa sutenera miał się z nią zabawić. Miała na imię Mimi. Powiedział jej, że będzie żądał czegoś ekstra ale i ekstra zapłaci. Zgodziła się.
Godzina 11:15 p.m.
Wziął ją od razu, zaraz po trzaśnięciu drzwiami. Najpierw otwartą dłonią uderzył ją w twarz. Skrzywiła się. – Ty skurwielu – wykrztusiła masując policzek. Tak, był skurwielem a ona była dziwką. Związek wykolejeńców: samorządny, samodzielny i samodupczący się. Przewrócił ją na podłogę, podniósł spódnicę i ściągnął majtki. Z obrzydzeniem spojrzał na plamienia sprzed kilku dni. Rozpiął guziki przy spodniach i chwycił penisa prawą dłonią. Masował go przez chwilę aż ten osiągnął pożądane rozmiary. W końcu ukląkł i jego blisko trzydziesto centymetrowe narzędzie wbiło się w gorącą cipkę Mimi. Jak to miał we zwyczaju i tym razem nie tracił czasu na pieszczoty, zamierzał się szybko spuścić.
W uszach Mimi świszczący oddech mężczyzny brzmiał jak najlepsza muzyka. Lubiła twardych i silnych facetów a nie takich jak te wymoczki z miejscowego uniwersytetu. Nie cierpiała też jak zaraz po wszystkim grzecznie się pytali czy było jej dobrze. Dobrze miała wtedy kiedy facet czynił swoją powinność, jeśli jednak potrzebował pociechy czy rady to w opinii Mimi był gorszy od eunucha. Owszem, zdarzało się, że przestraszonemu żołnierzykowi czy młodemu prawiczkowi obciągała gruchę lecz robiła to dla pieniędzy. – Kasa misiu, kasa… – szeptała. Wszak cała operacja przebiegała w czterech fazach: ściągnąć spodnie, obciągnąć kluska, wypluć sałatkę i wykopać gościa. Najbardziej lubiła to ostatnie. Czekała na chwilę gdy spodnie wciągnięte zostały do kolan i wtedy z obcasa strzelała gościa w cztery litery. Kiedy klient padał i jęczał śmiała się ale jeszcze bardziej przepadała za takimi jak Timothy. Lubiła zdecydowanych mężczyzn a ten na takiego wyglądał i dlatego umówiła się z nim. Ostatnie ruchy Timothy wykonał już na zewnątrz. Biała ciecz w równych odstępach czasu lądowała na pośladkach kobiety. Ta zaś przyciśnięta do podłogi, ciężko oddychając trwała w bezruchu. Szurając kolanami po podłodze mężczyzna przysunął się do jej twarzy. Lewą rękę oparł o swoje pośladki zaś prawą chwycił dziewczynę za włosy. – Ciągnij go – rozkazał. Mulatka posłusznie otworzyła usta i objęła nimi wciąż sztywnego penisa. Poczuła smak spermy dyszącego kochanka. Była świeża i delikatna w smaku lecz ciągle słona. Ssała penisa póki nie zwiotczał. Wtedy pytająco podniosła wzrok. Timothy cofnął się do tyłu i pochylił nad rozwartymi pośladkami. Powoli przemieszczał język od krzyża do cipki. Zlizał resztki spermy po czym na chwilę wcisnął go w odbyt by ponownie dotrzeć do kręconych włosów. Zaraz po tym, nic nie mówiąc, odsunął się a wówczas kobieta wstała i delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu. – Choć na łóżko, odbierz to co zamówiłeś – powiedziała cicho. Timothy patrzył jak zdejmuje resztę ubrania i kładzie się na brzuchu wypinając pośladki. – Dobrze mała, zrobimy to jeszcze raz – odparł. Pomiędzy łydkami dziewczyny pojawił się czerwony kuferek. Mężczyzna otworzył go i wyjął linę. Skalpelem przeciął ją w kilku miejscach dzieląc na metrowe odcinki. – Połóż się na plecach – rozkazał. Kobieta zrobiła co chciał przypatrując mu się bacznie. – Chyba nie będzie bolało? – Timothy wyczuł w pytaniu niepokój. – Nie martw się nic ci nie będzie, masz tylko wykonywać moje polecenia. – W porządku ale najpierw pieniądze – powiedziała. Mężczyzna wyjął dwie setki i położył na szafce obok łóżka. – Bierz je. Poczekał aż schowa banknoty do torebki i wrócił do swojego zajęcia. Najpierw do żelaznych nóg łóżka przywiązał jej ręce, później zrobił to samo z nogami po przeciwległej stronie. Kobieta z rozciągniętymi członkami milczała. Jej wzrok nieco go krępował więc założył jej opaskę na oczy. Następnie wciągnął na ręce gumowe rękawiczki. – Nie ruszaj się, ogolę ci cipkę – powiedział. Sięgnął po pędzel do golenia, nałożył krem a następnie okrężnymi ruchami pokrywał nim wzburzone łono Mimi. Po dwóch minutach wydobył z torby brzytwę, sprawdził opuszkami palców ostrość po czym przyłożył ostrze tuż nad łechtaczką. Zimna stal sprawiła, że ciało kobiety stężało. – Nie ruszaj się chyba, że chcesz stracić cnotę – zaśmiał się szyderczo Timothy.
Kępki włosów walały się po pościeli. Dziwne, ale byłemu żołnierzowi zdawało się, że kobieta oblizała się. Kiedy skończył, ujrzał wielkie podwójne wargi strzegące wejścia do piczy mulatki. Takie jakie widzi się tylko u czarnych kobiet – mięsiste i jędrne. Wodą kolońską spryskał swoje odkrycie po czym na prawą ręką nałożył warstwę wazeliny i włożył ją w cipkę. Zdawało mu się, że wnika do ciepłej zupy. Z zup najbardziej smakowała mu kalafiorowa, przyrządzana przez nieodżałowanej pamięci matkę. Kiedy wsunął dłoń po przegub zacisnął palce w pięść. – Gdybym mógł wsadzić tam głowę. Może następnym razem… – pomyślał. Gdy prawa dłoń rozkoszowała się wnętrzem prostytutki, Timothy lewą ręką stawiał sobie penisa. Jego zwiedziony członek nachalnie domagał się aktywności. Tymczasem Mimi cichutko jęczała. Rozpraszało go to. – Zamknij się suko – krzyknął uderzając ją w brzuch. – Jeszcze nie skończyłem cię badać dziwko! Nagle wstał i spojrzał za okno. Nic nie zakłócało spokoju tej okolicy. Jedynie w oddali, gdzieś na rzece rybacy rozpalili małe ognisko. Timothy podszedł do gramofonu i nastawił płytę. Walce Strausa zawsze wprawiały go w dobry nastrój. Tym razem humor też mu się poprawił.
Godzina 1:07 a.m.
Mimi nie bardzo wiedziała co się z nią dzieje, sznur wpijał się w ręce a w nogach też nie pozostawiono jej zbyt wiele swobody. Starała się wychwycić każdy dźwięk dochodzący z zewnątrz. Czarna, nylonowa opaska szczelnie oplatała jej oczy. Wiedziała tylko, że ten biały były żołnierz był gdzieś w pobliżu. Kobieta była już nieco zmęczona lecz wiedziała też, że zaraz a może najwyżej za godzinę będzie wolna. W końcu nie co dzień klient płaci dwie stówy.
Timothy sprawdził latarkę kilkakrotnie naciskając przyciski „on” i „off”. Żarówka zapalała się i gasła. Zadowolony odłożył ją na bok. Wyciągnął z torby rozwieracz i zbliżył ją do łona kobiety. Pomału, nie chcąc uszkodzić swojego dzieła włożył go do pochwy i podkręcał „motylkiem”. Po chwili uznał, że picz mulatki więcej się nie rozszerzy. – Cóż, dziura wielkości denka puszki kukurydzy to jeszcze nie tragedia – mruknął pod nosem. Pochylił się między udami Mimi i przyświecił latarką. – Hoop, hoop – zawołał w stronę macicy, ale ta milczała. – Jest tam kto ? – rzucił wesoło. I tym razem nikt nie odpowiedział. Z wnętrza wypływała powoli jedynie papka spermy, śluzu i krwi. Mężczyzna zdjął narzędzie i odrzucił je na podłogę. – Badanie zakończone suko, teraz wiem kogo pieprzę – szepnął jej w ucho. Timothy spojrzał w dół, jego dyndający kutas wciąż był gotowy do akcji. Nie czekał dłużej i ponownie silnie wszedł w prostytutkę chwytając jednocześnie za jej głowę.
Timothy trzymał włosy Mimi mocną ręką. Jego penis wykonując proste ewolucje raz po raz zatapiał się w krwawiące krocze mulatki. Wygięty w koci pazur język przesuwał się po szyi Mimi wyraźnie kierując się w stronę niewielkiej blizny po młodzieńczym trądziku. Piersi kobiety falowały rytmicznie. Tam-tam był niepotrzebny. Timothy czuł się jak samotny jeździec gnający przez prerię, niczym żelazny koń siejący pustkę w wioskach Apaczów. Jego gorąca pała robiąca wyłom w ciasnej pochwie Mimi sama w sobie była występkiem. Timothy czuł w podświadomości, że ktoś kiedyś nazwie jego wyczyny zbrodniami przeciwko ludzkości. On sam nie uważał siebie za atrakcyjnego faceta ani też specjalnie lotnego czy rozsądnego lecz znał swoją wartość. Miał się za intelektualistę. – Ja ukończyłem szkołę, a ty nie – tak mówił Andemu. W końcu miał prawo się realizować tak jak chciał, również w seksie. Bo czy był gorszy od takiego Henrego Millera? Sam sobie odpowiadał – Nie – i tym mocniej rżnął czarną panienkę. W końcu z ust pociekła mu ślina a penis trysnął strumieniem spermy. Timothy podniósł się z wysiłkiem, wytarł członka bawełnianą kraciastą koszulą, przeciął sznur i sięgnął po spodnie. Mimi zwinięta w kłębek cicho łkała.
Godzina 3:45 a.m.
Timothy zapalił papierosa. Zmiętą, niepotrzebną już paczkę po camelach rzucił w kąt. Mimi ubrana w szary płaszcz przeciwdeszczowy stała przy drzwiach gotując się do wyjścia. Rozmazany makijaż, resztki łez czające się w kącikach oczu bawiły mężczyznę. – Jak ci się podobało słoneczko? – najniewinniej jak potrafił. – Więcej się z tobą nie spotkam. Jesteś chory, jesteś….. zboczony – wydusiła wzburzona.
– Nigdy nie wiesz z kim się zadajesz i co cię spotka następnego dnia – odparł nieco filozoficznie Timothy.
– Do zobaczenia… – dodał. – Nigdy! – ostanie słowo Mimi padło gdy była już za drzwiami. Mężczyzna patrząc za okno odprowadzał ją wzrokiem póki nie znikła w ciemnościach. – Nieprawda… – powiedział bardziej do siebie niż w okno. – Jeszcze się zobaczymy… jeszcze raz, ostatni raz…
Gramofon zamilkł a ostatni papieros dopalał się w popielniczce. Timothy został sam lecz w jego głowie dojrzewał plan…