Siedzialam na plazy i patrzylam w morze…. Bylo takie piekne, zielono-niebieskie.. jak jego oczy….
Slonce swiecilo jak glupie… No tak piekna jesien… 25 stopni, ja siedze w koszulce na ramiaczkach i w krotkiach spodenkach…. Tylko co za bydle przeszkadza mi sie cieszyc urokami Srodziemnego? Niechetenie odebralam telefon… „Witam najpiekniejsza Polke jaka znam”
„Chciales powiedziec jedyna Polke jaka znasz”
„Ale i tak jestes najpiekniejsza. Spotkamy sie dzisiaj?”
„Czemu nie? Okolo 6?”
„Swietnie, juz sie nie moge doczekac… Ciao….”
„Ciao…”
Usmiechnelam sie… Ciekawe… Musialam zrobic na nim niezle wrazenie…. Ciekawe… Poznalam go wczoraj, jak zanosilam do kolejnej knajpy, kolejne podanie o prace…. Wypilam z nim piwo, pogadalismy troche… Potem odwiozl mnie do domu… Niezle to jego Alfa Romeo, niezle…. Prosil mnie o numer komory, o Boze, sto milionow ludzi zna ten numer jeden w ta czy w tamta nie robi roznicy….. I patrz pan zadzwonil…. Spojrzlam na zegarek… Jak chce proprawic swoj wyglad to musze sie zbierac…
O szostej bylam w Vieux Port… Juz czekal…Rany… co za facet…. Wysoki, ten usmiech, te oczy, ciemne wlosy, opalenizna…. Usmiechnelam sie… Zaczelam sie zastanawiac, czy on tez mysli jakby nam bylo razem…. Usmiechnal sie do mnie i pocalowal…. Przestalam sie glupio zastanawiac, przeciez tu blondynka to rzadkosc…
Calowalismy sie, pilismy drinki i patrzylismy na zachodzace slonce… Popatrzyl sie na mnie „Pojdziemy do na kolacje?”
No tak… Francuz… Ci tylko o jedzeniu… Pomimo rozczarowania usmiechnelam sie…”Oczywiscie, kiedy?”
„Zaraz? Jak chcesz oczywiscie”
Facet, ja bym za Toba na koniec swiata poszla, a Ty sie pytasz czy sie zgadzam isc na kolacje… „A gdzie?”
” A to wolalbym, zeby to byla niespodzianka…” „OK”
Zaplacil rachunek i wyszlismy…. Pojechalismy na Corniche… Zatrzymal sie przed jakim blokiem i mocno niepewnie powiedzial ” Zjemy u mnie, dobrze…” Resztki rozsadku zapalyly czerwone swiatelko…. Nie znasz faceta, dobry samochd, mieszkanie na Cornichu… Ma forse, ale skad? Co robi? Moze to jakis przemytnik, mafia? To nie Polska… Tu jestes zdana tylko na siebie…. Musial wyczuc, ze sie zastanawiam… Kolejny dotyk jego rak, pocalunek i … przestalam sie zastanawiac….Poszlismy na gore…. Kolacje jedlismy na tarasie, siedzac obok siebie… Karmilismy sie wzajemnie…. A szampan zaczynal szumiec w glowie… Rozpial mi bluzke, potem stanik…. Na skorze zostawal wilgotny slad po jego pocalenkach.. Zaczelo mi sie robic naprawde goraco…. Sciagnelam mu koszule.. No tak, tego moglam sie spodziewac… Na ramieniu mial wytatuowanego niedzwiedzia… Badalam jezykiem kazda fadke tatutazu, poznawalam droge w dol…. rozpielam mu spodnie….. Sciganal je sam…. Nie nosi zadnej bielizny…. Jego meskosc byla juz gotowa, nabrzmiala… Jeknal cicho… Zaczelam calowac jego uda, potem jadra, leciutko jezykiem pieszczac jego penisa… Jego rece, bladzily po mojej glowie, wplatywaly sie we wlosy…. Oddychal coraz szybciej… Moje usta objely jego meskosc… Przesywalam je w gore w dol, jezykiem pieszczac szczyt… Cos szeptal…Co on tam mamrocze… Aaaaa, ze mu dobrze..
Pochyli sie nade mna… Oparl o barierke na tarasie i zaczal calowac…. Schodzil nizej i nizej…W pewnm momencie poczulam jego jezyk w sobie… Och…. Przerwal, i odsunal sie troche.. Otworzylam oczy i spojrzlam na niego zdziwiona… Zakladal prezerwatywe.. Sloneczko kochane… pamietal…. Usmiechnal sie do mnie i przytulil tylko po to aby wejsc we mnie, ze swoim nabrzmialym wilgotnym zolnierzem… Jego ruchy stawaly sie coraz gwaltowniejsze… Moje biodra wysuwaly sie ku niemu…. Wreszcie nasze ciala przeszedl dreszcz… Moje „O Boze…!” splotlo sie w jedno z jego „Oui!” Przytuleni postalismy jeszcze chwilke na tarasie… „Zimno mi” powiedzialam… „Mistral zaczyna wiac, morze teraz bedzie mialo kolor Twoich slicznych oczu moja ksiezniczko” Usmiechnelam sie, co jak co, ale bajer to ma opanowany… Wyeszlismy do srodka… Zaprowadzil mnie do sypialni… Przytulona do niego zasnelam… Obudzil mnie pocalunek….
„Ania, ide do pracy”
„Juz wstaje..”
„Nie, nie wstawaj, spij. Przyjade w porze lunchu… Ciao”
„Ciao” wymamrotalam….
Wstalam po paru godzinach, wzielam prysznic, ubralam sie i poszlam na taras…. Usiadlam na kanapie i myslalam co bedzie teraz… Pewnie nic.. Kochalismy sie, bylo fajnie, ale to koniec… W oczach mialam lzy….
„Nie placz moja ksiezniczko” Christian stanal w drzwiach z bukietem roz… „Chodz pojedziemy po Twoje rzeczy”
„Jak to po moje rzeczy?”
„Wprowadzasz sie tu…. Miejsce mojej polskiej ksiezniczki jest przy mnie”
Pocalowal mnie…. I juz wiedzialam, dlaczego tak kocham Marsylie.