Opowiadanie pierwsze Ani

Dzisiaj nie jest dla mnie dobry dzień… Po wczorajszej przeprowadzce bolą mnie wszystkie mięśnie… Do tego źle spałam i boli mnie głowa… Jestem głodna, bo nie zdążyłam rano zjeść śniadania i przez to zła. Jak weszłam do biura, to wystarczyło jedno moje spojrzenie, żeby mi wszyscy schodzili z drogi. I jeszcze do tego muszę posprzątać w domu, poukładać wszystkie kable na miejsce i jechać do mamy, bo jej się komputer popsuł. Jak znam życie, to po prostu wcisnęła nie ten guzik. Ale musze k… jechać na drugi koniec miasta, bo sama sobie nie poradzi… Szlag by to trafił!!!

I nagle zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony. Kogo tam do k.. nędzy?!

-„Tak, słucham”

-„Witaj maleńka… Masz na sobie bieliznę?”

Znałam ten głos, ale nie byłam pewna, kto to. Zimno spytałam:

– „Kto mówi?”

– „A ilu facetów nazywa Cię maleńka, słonko?”

Rozpoznałam. Od razu zrobiło mi się lepiej.

– „A czemu chcesz to wiedzieć?”

– „Powiedz masz czy nie”

– „Mam”

– „Te swoje ukochane czarne koronki?”

– „Wiesz, że innej nie noszę…”

– „To dobrze….”

I odłożyłeś słuchawkę. Zaintrygowałeś mnie. Czułam znajome, rozkoszne ciepło…. No tak… Mam tyle do zrobienia, a moje ciało domaga się pieszczot. Nic z tego, biorę się do pracy…

Otworzyłam komputer, ale zupełnie nie mogłam się skupić. Co chwilę spoglądałam na telefon, czy na pewno nie dzwoni… Po piętnastu minutach, zajęłam się pracą na poważnie. Zajęta swoimi słupkami, zareagowałam dopiero na czwarty dzwonek.

– „Maleńka?”

– „Słucham Cię” Słyszałam w telefonie Twój przyspieszony lekko oddech.

– „Sprawdź, czy Twój kwiat ma dostatecznie wilgotno…”

– „Teraz?”

– „Tak, ale zrób to powoli i mów co robisz”

Uśmiechnęłam się.

I tak jak prosiłeś:

– „Położyłam dłoń na spódnicy. Powoli przesuwałam materiał w górę. Podciągnęłam go na szczyt ud. Drugą dłonią leciutko głaskałam uda. Moje palce leciutko muskały płatki lotosu, który pod wpływem dotyku rozchylał się i nabrzmiewał. Teraz jeden paluszek wsadziłam do środka Sezamu. Jest wilgotny i ciepły…”

– „Dobrze, to zostaw tam rękę i wracaj do pracy…”

– „Ale..”

Znowu tylko sygnał. Moje palce lewej ręki bawiły się w chowanego, a prawej stukały w klawiaturę… Powoli mgła zaczęła przysłaniać mi wzrok.

Usłyszałam znowu telefon

– „Hej, jak się bawisz?”

– „Dobrze…tylko…”

– „Teraz weź tymi wilgotnymi paluszkami potrzyj swoje piersi, ale pamiętaj masz mi o tym opowiadać…”

– „Moje palce są mokre od mojego nektaru…Drugą ręką rozpięłam żakiet i zdjęłam staniczek, uwalniając piersi… Moje suteczki są takie czerwone i nęcące… Mokrymi palcami zaczynam je pieścić, szczypać, pochylam głowę i delikatnie muskam je języczkiem….” – „Dobrze… tak jest dobrze. Zostaw to teraz, ale się nie ubieraj…” Znowu się rozłączyłeś. Ale nie mogłam już przestać. Interkomem powiedziałam asystentce, że mnie nie ma dla nikogo. Pieściłam swoje piersi języczkiem i jedną dłonią, a palce drugiej zagłębiały się do mojej jaskini coraz to mocniej i głębiej.

Znowu telefon.

-„Niegrzeczna dziewczynka, kazałem Ci przestać…będę musiał Cię ukarać…. niedobra….Co robisz?”

Nawet nie odpowiedziałam, wyłączyłam telefon i cała pogrążyłam się w rozkoszy…. Wiedziałam zresztą, bo słyszałam w Twoim głosie, że Twoje ręce nie klepią w klawiaturę, ale masują Twojego cudnego penisa…

Moje ciało przeszył dreszcz… Poczułam jak unoszę się do raju… Po kilku minutach ochłonęłam. Skończyłam kalkulacje i poszłam do prezesa. Miał otwarte drzwi. Weszłam tam i podeszłam do biurka. Położyłam mu wydruki na blat i odwróciłam się. Moje spojrzenie powędrowało w bok… I w tym samym momencie oblałam się warem. Nic dziwnego, że prezes nie słyszał jak wchodzę. Panienka, jaką posuwał, całkowicie absorbowała jego uwagę. Wyszłam z gabinetu i poszła do siebie. Przypominały mi się Twoje wizyty u mnie… „To burdel, a nie poważna instytucja” – przemknęło mi przez głowę. Wzięłam torebkę, komórkę i wyszłam z biura. Byłam już pewna, że tego budżetu z prezesem dzisiaj nie umówię, to po co mam siedzieć. Poszłam do domu. Nikogo nie było. Zdziwiłam się trochę, ale i ucieszyłam. Odkręciłam wodę, nalałam płynu do kąpieli i weszłam do wanny. Leżałam tam dosyć długo, a przed oczyma miałam Ciebie, jak się kochamy, jak Cię pieszczę, jak Ty mnie pieścisz… Nawet nie wiedziałam kiedy moja ręka sięgnęła po Georga… Wsadziłam go sobie głęboko i zaczęłam się pieprzyć… Woda chlupotała…. Pieprzyłam się mocno i szybko… Blask…. I rozkosz… Poleżałam jeszcze chwilę w wodzie i wyszłam z wanny. „Nieźle” – pomyślałam – „ciekawe, ile to będę sprzątać”. Uklękłam i zaczęłam wycierać podłogę. Już prawie skończyłam, jak poczułam, że ktoś stoi w drzwiach. Nie odwracając głowy powiedziałam:

– „Zaraz skończę”

– „Nie tak zaraz. Mówiłem Ci, że muszę Cię ukarać…”

Poczułam na skórze lekkie uderzenia, jakby rzemykami. Zapiąłeś mi na szyi obrożę i pociągnąłeś…Poszliśmy do sypialni.

– „Klękaj, przodem do mnie, niewolnico”

– „Tak panie…” podjęłam grę.

Wyjąłeś swojego wielkiego, nabrzmiałego kutasa.

-„Bierz”

Wzięłam go do ust. Wepchnąłeś mi go tak głęboko, że myślałam, że mnie udusisz. Nie mogłam się odsunąć, bo smycz trzymałeś w ręku. Waliłeś mocno i szybko. Czułam, jak Twoje ciało przeszywa dreszcz jeden po drugim.

– „Dosyć” krzyknąłeś.

Wyjąłeś mi go z ust. I rzuciłeś mnie na tapczan. Zacząłeś delikatnie bić pejczem…To nawet nie były uderzenia, tylko delikatne muśnięcia…Cholernie podniecające… Rozszerzyłeś mi nogi.. Końcówkę pejcza wepchnąłeś w mokrusieńką i rozpaloną cipkę… Zacząłeś mnie pieprzyć tym pejczem. Wiłam się na łóżku, jęcząc i krzycząc… Błagałam Cię, żebyś wszedł we mnie…

Wyjąłeś mi pejcz i uderzyłeś mnie nim mocniej.

– „Milcz”

Założyłeś mi kajdanki i przykułeś do łóżka. Wilgotnym od mojego nektaru pejczem zacząłeś mnie pieścić. Położyłeś się na mnie, wsadzając mi znowu swojego wojownika w usta. Zaczęłam go lizać i ssać… Twoje wargi pieściły płatki mojej róży, a pejcz wypełniał moje wnętrze… W oczach miałam już łzy… Tak bardzo chciałam, żebyś to Ty mnie wypełniał, a równocześnie czułam niesamowitą rozkosz… Zsunąłeś się i odwróciłeś. Wbiłeś swój miecz. Wygięłam biodra, a z ust wydobył się krzyk….. Rozpiołeś kajdanki. Momentalnie objęłam Cię nogami, a pazurki wbiłam w pośladki… Zupełnie jak koń spięty ostrogami zacząłeś poruszać się szybciej…. I ten wybuch…. Przed oczyma miałam tylko błysk. Po naszych ciałach spływały strózki potu… Jeszcze kilka pchnięć i złożyłeś głowę na moich piersiach. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się. „To nie jest taki zły dzień” pomyślałam.