Kawka – Szpilki, część 3

Obudziło mnie szturchnięcie wysokim obcasem. Prawdę mówiąc, obcas ten wwiercał mi się w bok dobrych parę chwil. – Wstawaj leniu! – usłyszałem. – Głodna jestem! Do roboty!

– No już! – ponagliła mnie Liz, kiedy w końcu otworzyłem oczy. – Mam ochotę na rogaliki, z miodem i filiżankę herbaty – dodała rozkapryszonym tonem. – I pamiętaj, ostatni raz cię budzę. Od jutra sam mi robisz takie niespodzianki – I jeszcze jedno! W kuchni wisi fartuszek, załóż go!

Nie sprzeciwiałem się, ale też do końca nie uświadamiałem sobie, co robię. Mechanicznie wszedłem do łazienki, a potem skierowałem się do kuchni. Dopiero tam, zakładając fartuszek obudziłem się z resztek snu i dotarło do mnie gdzie jestem i co się tu dzieje. W białych falbankach ledwo zakrywających moją męskość wyglądałem idiotycznie, ale co było robić? Na dodatek zaczynało mi się to podobać. Przypominało mi to trochę pierwsze zabawy w doktora. Na początku zawsze wstydziłem się zdjąć majtki w obecności dziewczyn, a później nie chciałem ich z powrotem zakładać. Chciałem, żeby patrzyły jeszcze i jeszcze. To dziwne odkrycie strasznie mnie podniecało tak w dzieciństwie, jak wtedy, kiedy wchodziłem z tacą do sypialni. Na łóżku czekała zaś moja Pani. Inaczej nigdy już nie pomyślałem o Liz.

– Coś ty w tej kuchni robił? – spytała ze śmiechem patrząc na sterczący namiot fartuszka. – O.K., postaw tutaj. A teraz obróć się, chcę cię sobie obejrzeć, Beniaminku! – dodała przełykając pierwszy kęs rogalika. – No, no! Całkiem, całkiem. Unieś fartuszek – rozkazała biorąc łyka kawy i swobodnie, bez żadnego zażenowania zaczęła się przyglądać mojemu wyprężonemu penisowi. – Ujdzie – zawyrokowała po dłuższej chwili. – Dobra, podaj mi telefon. a kto ci pozwolił się zakryć? – skarciła mnie, kiedy opuściłem fartuch. Natychmiast też musiałem go unieść. – Ada? No, cześć. a jak myślisz? No! Hi hi. – zaśmiała się i zakrywając słuchawkę powiedziała do mnie: – Możesz iść się umyć. Później pościelisz łóżko i zmyjesz po śniadaniu. Zjedz też coś, ale teraz idź już! – machnęła ręką jakby mając mnie już dość.

Zrobiłem jak kazała. Kiedy po wszystkim zmywałem naczynia, usłyszałem warkot parkującego porsche na podwórku. No, pięknie. Chociaż i tak się tego spodziewałem. Szczególnie po tym telefonie. Z głębi kuchni obserwowałem jak wchodzi. Miała dwie walizy, na ramieniu torbę, a pod pachą miniaturowego pudla. A zatem wprowadza się, pomyślałem i znowu poczułem jak mi serce wali. Wszystkie wspomnienia wczorajszej kolacji, tego jak mnie obie traktowały, jak robiły ze mną co chciały, w jednym momencie odżyły.

– Zostaw to zmywanie i zrób dwie kawki! – krzyknęła Liz z pokoju. Po tym zdaniu dał się słyszeć głośny chichot obu pań. Wstawiłem wodę. Na tacy postawiłem też herbatniki, które stały na stole.

Kiedy wszedłem do pokoju siedziały na sofie zajęte rozmową. – Słuchaj, w takim razie ona musi być walnięta – mówiła Ada. – Dokładnie! – zgodziła się Liz. – Żeby tak pozwolić facetowi wejść sobie na głowę!. Nikt nie zwracał na mnie uwagi poza pudelkiem, który wlepił we mnie znudzony wzrok.

Co tu się dzieje? Te dwie boginie . pudel. ja stoję przed nimi z tacą zupełnie nagi, nie licząc fartuszka, który teraz podryguje na wyprężającym się penisie, na skutek przyspieszonego pulsowania w nim krwi, a one, jak gdyby nigdy nic, plotkują. – Postaw i nalej śmietanki – Liz machnęła niedbale ręką wskazując ławę. – Właśnie, ale wiesz co? Wcale się temu nie dziwię – mówiła Ada nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem, kiedy nachyliłem się nad filiżankami. – Nie chciała nas słuchać, to ma!

Zachichotały obie. – Hm, zupełnie niezła! – przyznała Ada łykając z filiżanki. – Gdyby Anka miała rozum, to też by jej facet kawkę robił!

Po raz pierwszy na mnie spojrzała. W jej wzroku była sama władczość. Zerknęła na namiot fartuszkowy i uśmiechnęła się filuternie. – Ty, co mu tam tak sterczy? – spytała. – Hi hi, bo ja wiem? – odparła Liz. – Pokaż swojej drugiej Pani co tam masz!

Uniosłem fartuch. – Ło ho ho! Rakieta! – zaśmiała się Ada. – Muszę zobaczyć to-to z bliska, podejdź no tu, Benny! Kiedy się zbliżyłem wciąż nie ukrywała rozbawionego zachwytu. – Wow! Jak sterczy! Nie boli cię to? – i obie zachichotały. – Mhm, jaki ciepły! – przyznała Ada biorąc go do ręki, ściskając skurczone jądra, głaszcząc wierzchem dłoni nasadę członka, w końcu trącając go palcem. – Hi hi, jak się kołysze!

– Słuchaj, Benny – zaczęła poważniejszym tonem. – Wczoraj nie chciałeś nawet patrzeć na moją stopę. Nie wiem czy kiedykolwiek ci to wybaczę. dzisiaj jednak sytuacja się zmieniła. Na kolana i do roboty! – mówiąc to wysunęła w moją stronę prawą stopę. Prawa noga spoczywała na lewej, były gołe, nie miała na sobie ani rajstop, ani pończoch, a te nogi. smukłe, proste, jak strzała, ciągnęły się w nieskończoność. W kostce opinał je pasek, spod drugiego wystawały pomalowane na czerwono paznokcie. Jeszcze wygięta podeszwa i długa, cienka szpilka. Ukląkłem przed nią, ręką podtrzymałem za obcas, nachyliłem się, zbliżyłem poddańczo usta, pocałowałem. Czułem się wspaniale, penis stał wciąż wyprężony, jak struna. To właśnie chciałem zrobić dwa dni temu, kiedy ścierałem kawę z podobnego buta, tylko że należącego do Liz. Teraz wiedziałem to na pewno – uklęknąć i całować ją po stopach, lizać jak pies swoją panią.

– Nie uważasz, że nie ma czegoś równego kobiecej przyjaźni na tym świecie? – usłyszałem głos Liz. – Zobacz, nawet facetem potrafimy się podzielić. A znamy się od liceum! – Och! – odparła wzruszonym głosem Ada i usłyszałem odgłos pocałunku. Ja wciąż całowałem jej stopę, niczego więc nie widziałem. – Ale masz rację – mówiła Ada. – kobiety potrafią się razem dobrze zabawić, umieją współpracować. Faceci zaś tylko rywalizują. Cała ta heca z męską przyjaźnią. – trajkotały jak gdyby nigdy nic, kiedy ja klęczałem u ich stóp. – Słuchaj, udał nam się ten Beniaminek – powiedziała w pewnej chwili Ada. – Myślisz? – spytała wątpiącym głosem Liz. – Zobacz, przecież jemu najwyraźniej się to podoba! – No tak, ale ja wiem? Wstań, malutki. Powiedz, wiesz jak oceniano wartość niewolnika? – spytała, kiedy stanęliśmy twarzą w twarz. – Po zębach. otwórz buzię! – mówiąc to, Liz bezceremonialnie wsadziła mi dwa palce do ust. Każdy ząb po kolei wymacała, sprawdzając czy się nie rusza i dopiero wtedy przyznała: – No, w porządku. A teraz napnij mięśnie, pokaż bicepsa. bo ja wiem? – spytała Ady po pomacaniu muskuła. – Do prac domowych i dawania dupy wystarczy – odparła ta, nie kryjąc rozbawienia całą sytuacją. Liz jednak wciąż była nieufna. – Napnij mięśnie uda. no, tu trochę lepiej. O.K., odwróć się, napnij pośladki. O, to ma fajne. – przyznała po pomacaniu. – Chodź, spróbuj! – teraz obie zaczęły wyceniać jędrność mojego tyłka.

– Dobra, uklęknij. i wypnij się. jeszcze, jeszcze! I szeroko pośladki. szerzej! – komenderowały chichocząc dyskretnie. Klęczałem odwrócony do nich plecami, wypinając się, jak kazały i nagle poczułem jak coś wsuwa mi się między nogi. – No, spokój, nie wierzgaj! – usłyszałem, kiedy drgnąłem zaskoczony. Tymczasem wciąż czułem jak wodzą stopami między moimi udami, po pośladkach, od spodu łaskoczą jądra, wciąż chichocząc.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem – powiedziała nagle poważnie Liz. I wtedy do mnie doszło, że przecież cała zabawa może się za chwilę skończyć. Równie łatwo przecież jak mnie sobie znalazły, mogły teraz wykopać mnie na ulicę i znaleźć sobie innego. Wielu by się zgodziło po jednym spojrzeniu na te boginie, bez konieczności żadnego szantażowania. Może to kogoś zdziwi, ale wtedy naprawdę się przestraszyłem. Chciałem, jak wtedy, będąc dzieckiem, przedłużyć jeszcze tę grę, chciałem przed nimi paradować nago, gdyby mi kazały. zatańczyłbym tam dla nich, machałbym fiutem na wszystkie strony, gdyby tego chciały, zrobiłbym wszystko, żeby tylko patrzyły. Obudziły we mnie jakąś dzikość, jakieś pierwotne pragnienie wolności.

Tymczasem Liz się wahała. – Bo ja wiem, nie jestem przekonana czy się nadaje. A może on w ogóle nie chce? Hej, Benny, chcesz tutaj zostać? – Tak, Pani – odparłem na tyle szybko, żeby się roześmiały. – Odwróć się – powiedziała Ada. – Jak bardzo? – spytała Ada, kiedy klęczałem już twarzą do nich. – Bardzo – odparłem dziwnym, gardłowym głosem. – Trudna sprawa – zaczęła z namysłem Ada. – Chyba będziesz musiał ładnie poprosić Panią Liz, żeby się zgodziła. – Proszę – powiedziałem skrzętnie. – Bardzo Panią proszę! – To jak? – spytała Ada uśmiechając się rozbrajająco do Liz.

– No. dobrze – odparła ta po chwili i obie roześmiały się jak na zawołanie. – Podziękuj Pani – przypomniała Ada. – Dziękuję – szepnąłem.

– O.K. – powiedziała Ada wstając. – Stań na czworakach. Ręce na ziemię, głowa niżej!

Kiedy już klęczałem przed nią jak pies, poczułem, że stawia mi stopę na plecach. Ostry obcas boleśnie wwiercał się w krzyż.

– Od dzisiaj zatem będziesz naszym osobistym zwierzątkiem. Będziesz nam służył. Twoja rola życiowa, jak wkrótce każdego faceta, zostanie ograniczona do prac fizycznych, prania, gotowania, no i dawania dupy. Od dzisiaj celem twojego istnienia jest nasza przyjemność. Dla naszej przyjemności będziesz latał po mieszkaniu z gołym tyłkiem. Będziesz też starał się przewidzieć nasze zachcianki, żeby lepiej nam służyć. Zrozumiano?

– Tak, Pani! – OK, miło mi oznajmić, że zostałeś naszym osobistym zwierzątkiem!

– Chodź tutaj, piesku! – zawołała Liz, kiedy Ada zdjęła z moich pleców stopę. – Na kolana! Trochę mi się ubrudził ten bucik, wypoleruj go! – to mówiąc wcisnęła mi swój wysoki obcas w podbrzusze. – Fartuszkiem – podpowiedziała. Wziąłem do ręki rąbek materiału i zacząłem polerować skórzany czubek. Robota była pozbawiona sensu, gdyż jej szpilka była nienagannie czysta. Zdawaliśmy sobie wszyscy z tego sprawę, lecz tu chodziło o coś innego. Klęcząc przed nią tarłem coraz mocniej i mocniej. Wypolerowałem już całą cholewkę i wziąłem się za obcas. Objąwszy go zacząłem przesuwać dłonią w górę i w dół. Robiłem to coraz wolniej i mocniej. Już nie mogłem wytrzymać z podniecenia.

– Dobra, bierzemy go! – wypaliła nagle Ada i obie poderwały się z miejsc łapiąc mnie pod pachy. Błyskawicznie zaciągnęły mnie do sypialni, tam rzuciły na łóżko i jednym ruchem zdarły ze mnie śmieszny fartuszek. Momentalnie też zaczęły całować, lizać i macać mnie po dosłownie całym ciele. Zachowywały się jakby chciały mnie pożreć. Ssały sutki, lizały, co i rusz wgryzały się w jakąś część ciała. W końcu jednak skupiły się na jednej. Twardy, nabiegły krwią, z widocznymi pulsującymi żyłkami penis stał między nimi. Był naprawdę imponujący – jak u byka. Cały dzień zrobił swoje. Liz złapała go w dłoń, ściągnęła skórkę. Ada przysunęła się i polizała. Po całym ciele przebiegł mi dreszcz. W tej samej chwili poczułem drugie gorące usta, zaciskające się na moim żołędziu. Dwa języki zaczęły krążyć po nasadzie mojego członka. Oplatały go jak dwa węże jedną gałąź. Wkrótce żołądź zniknął w ustach Ady, podczas gdy Liz zaczęła ssać moje jądra. Dwa języki dwie pary ust. i cztery pary rąk nieustannie nade mną pracowały. Zachłannie, dziko. Kąsając, ssąc ściskając, liżąc, czasami. siebie nawzajem. Ich języki bowiem spotykały się co i rusz gdzieś na moim członku.

Długo to nie trwało jak zacząłem się wić, złapałem kurczowo pościeli, na której leżałem. – Dalej, ogierze! – poleciła Liz wypuszczając drgającego już lekko członka z ust. Ada machnęła jeszcze kilka razy ręką i wystrzeliłem. Nasienie trysnęło wysoko, przyozdabiając mój brzuch uda, pościel. Większość jednak zniknęła w ich otwartych ustach. Spijały wytryskujące krople spermy łapczywie, jak wygłodniałe drapieżniki rozszarpują zdobycz.

Byłem zdobyty.

– No, nie opadaj tak szybko! – usłyszałem zza zamkniętych powiek chichoczący głos. – Idź się umyj, sprzątnij tu i wracaj! Masz jeszcze sporo roboty! Obydwu nam musisz jeszcze dogodzić!